„Jestem uzależniona od kupowania przez Internet. Kurierzy wnosili paczki kilka razy dziennie”
Joanna jest samotną 28-latką mieszkającą w Warszawie. Jej życie na pozór wygląda na proste, a jej jedynym obowiązkiem jest chodzenie do pracy. Jednak pod przykrywką beztroski kryje się poważny problem. „Zakupoholizm to nie jest radość kupowania. To tak naprawdę smutek i pustka, za których przykrycie płacę kartą”.
Samotna od dzieciństwa
– Moi rodzice są po rozwodzie. Rozstali się, kiedy miałam 12 lat. W naszym domu to tata zarabiał pieniądze i nigdy nie oszczędzał. Gdy rodzice byli razem jeździliśmy na wakacje w ciepłe kraje. Wszyscy mi tego zazdrościli. Jako jedyna z klasy co roku widywałam palmy. Gdy zaczynał się rok szkolny lubiłam się tym chwalić. Wtedy zawsze miałam wokół siebie dużo koleżanek – opowiada Joanna.
Po rozstaniu Asia została z mamą, jednak tata nie zapomniał o jedynaczce. – Wszędzie mnie zabierał, kupował wszystko, co chciałam. Mama się do tego nie wtrącała. Z tego, co wiem, dostawała wysokie alimenty, za które wygodnie sobie żyła. Nigdy nie miałam świadomości, ile kosztują rzeczy, podróże, jakimi kwotami rodzice w ogóle operują.
Joanna chodziła do prywatnego liceum. – Były tam dzieci z zamożnych rodzin. Tak zwana bananowa młodzież, ale wtedy tak o nich nie myślałam. Czułam się wyobcowana, mimo że nie było między mną a tymi ludźmi żadnych różnic. Tata mnie uprzedzał: tam poznasz dzieci moich znajomych, będziesz miała przyjaciół. Okazało się jednak, że chciał dobrze, a wyszło jak zwykle… – mówi Joanna.
– Moi rówieśnicy bardzo szybko zaczęli ostro imprezować. Zawsze mieli dostęp do najdroższego alkoholu i różnych narkotyków. Prawie wszyscy byli z rozbitych rodzin, mieszkali w wielkich domach. Wystarczyło, że któryś rodzic gdzieś wyjeżdżał i od razu były imprezy. Trochę jak w amerykańskich filmach.
Asia nie czuła się z nimi dobrze. – Dobrze się uczyłam, jeździłam na drogie obozy językowe, grałam z tatą w tenisa, zwiedzałam z mamą Afrykę. W wieku 16 lat poleciałam do Stanów. Moje życie bardzo mi się podobało, tylko że ciągle byłam sama. Rodzice mieli mało czasu i swoje życie, a ludzie w moim wieku nie zachowywali się jak normalne nastolatki.
Pieniądze, których nie widać
Zaczęły się studia, a wraz z nimi… pieniądze wyłącznie do dyspozycji Asi. – Za wszystko płacili rodzice, mieszkałam we własnym mieszkaniu. Ludzie z liceum, podobnie jak ja, studiowali w prywatnych szkołach wyższych. Większość kształciła się na prawników, ja teoretycznie też, choć wcale nie byłam zainteresowana nauką. Nie wiedziałam, kim chcę być – opowiada.
Później było tylko gorzej. Asia brnęła w studia, do których nie była przekonana. Zaczął się stres związany z egzaminami i życiowe zagubienie. – Nagle pojawiła się presja: ocen, sukcesów, ale i tego, kto, jakim samochodem jeździ. Do takiego porównywania byłam przyzwyczajona, ale zawsze udawało mi się to ignorować. Potem stało się to nie do zniesienia. Ludzie byli tym przesiąknięci, wydawali mi się zepsuci i zapatrzeni w siebie. Część dziewczyn z liceum skupiła się bardzo na nauce, inne poznały nowych ludzi. Za każdym razem, gdy próbowałam do kogoś dołączyć i z kimś spędzić czas, wydawało mi się, że żyję nie swoim życiem. Że robią coś, czego nie chcę, tylko żeby mieć towarzystwo.
Sytuacją, w której Asia zawsze czuła się sobą i co od zawsze było jej wielką frajdą, były zakupy. – Miałam kartę kredytową, którą spłacał ojciec. Moją ulubioną rozrywką stały się zakupy, zwłaszcza przez Internet – nie w sklepach, w których spotykałam „koleżaneczki”. W ten sposób Joanna odreagowywała stres związany z samotnością, zagubieniem i tym, że na studiach było coraz ciężej. – Tak minęły mi całe studia – na zarywaniu nocy na naukę i zakupy. Im było więcej stresu i egzaminów, tym więcej i odważniej wydawałam pieniądze. Zawsze w sieci, czułam, że to jakby mój sekret, co wybieram. To była moja tajemnicza rozrywka i, co najgorsze, wydawało mi się, że sobie poradziłam! Odizolowałam się od ludzi, którzy i tak mieli mnie gdzieś, nie wkupywałam się już w niczyje łaski. Wydawało mi się, że jestem samodzielna – mówi Asia.
Ojciec Joanny zainteresował się wysokimi debetami na kartach kredytowych córki, gdy wpadł w kłopoty finansowe. – Tata ma firmę logistyczną i zainwestował też w transport i to nie wypaliło. A przynajmniej nie na taką skalę, jak liczył. Wtedy zaczął się przyglądać, na co wydaję pieniądze. Nie wiem dlaczego, ale jak zapytał pierwszy raz, to już wtedy czułam, że muszę skłamać – zwierza się Joanna.
– Nie miałam pojęcia, ile wydaję. Po sesjach egzaminacyjnych kurier przychodził do mnie kilka razy dziennie. W jednym z najpopularniejszych sklepów internetowych z modą kupowałam po 30 rzeczy naraz, a potem oddawałam połowę. Nie panowałam nad tym, nie miałam potrzeby się nad tym zastanawiać. Zajmowało mnie tylko to, żeby wymyślić coś, żeby kupować dalej. Myślałam: jutro egzamin, co ja zrobię później. Za co kupię „nagrodę”. Wpadałam w panikę, bo nie wiedziałam co robić, nie umiałam liczyć pieniędzy ani ich zarabiać.
Okłamując tatę, powstrzymując się od kupowania i maskując swój nałóg, Asia przetrwała do końca studiów. – Po obronie magisterki poszłam do pracy do dużej firmy prawniczej, gdzie byłam asystentką. Załatwiłam to sobie sama i z dumą poszłam poinformować o tym rodziców. Czułam, że to może być nowy początek, ale z drugiej strony myślałam: będę miała swoje pieniądze, to nikt się nie będzie wtrącał do moich zakupów. Ojciec wtedy powiedział, że bardzo się cieszy, że mam pracę, bo musi ograniczyć mi dopływ pieniędzy. Bardzo szybko okazało się, że to, co zarabiam, to nawet nie 10 procent moich potrzeb na zakupy.
Zderzenie z rzeczywistością było bolesne. Asia nie radziła sobie z rozsądnym planowaniem wydatków. – Wstydziłam się tego. U mnie w pracy wszyscy byli „normalni”, a ja – jakbym spadła z Księżyca. Inni mieli poukładane życie, w którym większość zawdzięczali sobie i swojej pracy, a ja czułam, że niczego nie postanowiłam sama, że nic nie umiem i że nie panuję nad swoim życiem.
Pomocna dłoń
Huśtawka emocjonalna, na której siedziała Asia, była nie do zniesienia. – Udawałam przed rodzicami, udawałam w pracy, a w domu i w każdej wolnej chwili kombinowałam, jak zdobyć pieniądze, by szybko je wydać. Wydawało mi się, że nikt nie widzi moich problemów, a jednak się myliłam. Pewnego dnia moja przełożona zapytała mnie, czy wszystko u mnie w porządku, bo jestem bardzo nerwowa i rozkojarzona. Automatycznie skłamałam, ale bardzo się wystraszyłam. Nie chciałam, by ktoś dowiedział się, że mam problemy, jak małe dziecko – nie potrafię nie kupować – opowiada Joanna.
Z czasem sytuacja finansowa Asi pogorszyła się. – Ojciec przyszedł do mnie i powiedział „basta”. Prosił, bym wydawała mniej, a debety na kartach kredytowych rosły i rosły. Pospłacał je i pozamykał. Założyłam sobie swoją kartę kredytową, ale nigdy nie byłam w stanie jej spłacić. Z bogaczki stałam się wieczną dłużniczką. Ataki histerii nie pozwalały mi pracować. Wtedy moja szefowa wykazała się naprawdę super gestem. Dała mi wizytówkę psychologa i powiedziała: „nie wiem, co się dzieje, ale idź do niej”. Poinformowała mnie też, że jeśli nic się nie zmieni, mogę stracić pracę – mówi Asia.
W ten sposób Joanna trafiła do gabinetu psychologa po raz pierwszy. Było to rok temu. – Wciąż jestem na początku drogi, ale w końcu czuję, że panuję nad tym, co robię. Moja psycholog pozwala mi operować tylko gotówką. Poleciła też zablokować strony sklepów, w których najczęściej robiłam zakupy. Nie mogę robić „window shopping” przez Internet. Czas wolny spędzam, chodząc na fitness i biegając. Wciąż nie zwierzyłam się rodzicom, że jestem zakupoholiczką. Mam do nich żal, bo wiem, że to oni nie nauczyli mnie, czym są pieniądze. Dopiero teraz czuję, że dorastam jak normalny człowiek. Mam 28 lat i jestem na etapie, na którym powinnam być 10 lat temu. Mimo to, jest to dla mnie duży sukces.