Skip to main content

„Nie płacz, zjedz pączka”. Historia Wiktora, który cierpiał z powodu kompulsywnego objadania się

Mój syn od dziecka miał wilczy apetyt. Kiedy miał 9-10 lat potrafił, po zjedzeniu hamburgera, zjeść jeszcze frytki, potem poprosić o loda, a za pół godziny znów był głodny. Wtedy zwalałam to na jego wiek i fakt, że po prostu rośnie, więc potrzebuje kalorii. Teraz wiem, że przyczyną były emocje”, opowiada mama 18-letniego dziś Wiktora. Teraz chłopak jest zdrowy, a jego sposób odżywiania prawidłowy, jednak droga do tego była długa i kręta.

Nie smuć się, zjedz pączka”
Pierwsze niepokojące objawy, jakie zaobserwowała mama Wiktora, to nadmierny apetyt i histeria, w jaką wpadał chłopak, gdy nie dostał tego, czego chciał. – Gdy mój syn miał 7, może 8 lat, bardzo dużo jadł. Zbiegło się to w czasie z pójściem do szkoły. Wiktor na każdej przerwie jadł coś słodkiego, do tego dwa obiady – w szkole, a potem w domu. Sądziłam, że to normalne, myślałam: „chłopak rośnie”. Zaczęłam się martwić, gdy przytył – opowiada pani Alicja.

Wówczas rodzice starali się ograniczyć Wiktorowi słodycze, zastąpić je zdrowszymi przekąskami. Jednak to spotkało się z protestem chłopca. – Nie mógł sobie wyobrazić przerwy w szkole bez batonów i drożdżówek. Powtarzał, że wszyscy je jedzą, ale przede wszystkim wpadał w rozpacz. Buntował się tak silnie, że to przykuło moją uwagę. Zaczęłam się zastanawiać, w czym problem, czy to jakieś uzależnienie od cukru? Jednak przyczyna tkwiła gdzie indziej – mówi Alicja.

Jak się okazało, chłopiec od małego był przyzwyczajony do jedzenia na pocieszenie. – Ja tak robię do tej pory i nieświadomie zrobiłam z jedzenia nagrodę również dla Wiktora. Robiłam tak od samego początku, gdy mój syn był jeszcze bardzo mały. Smakołyk, słodycz był dla Wiktora zawsze wygraną, którą dostawał za zrobienie czegoś samodzielnie. Dawałam mu też słodycze, gdy coś go bolało – żeby się nie smucił, żeby mu szybciej przeszło. To takie myślenie naszych babć. Sama zresztą, kiedy sięgam po coś słodkiego, mówię: „zasłużyłam”. Albo, gdy mam kiepski dzień, wynagradzam sobie to i piekę ciasto – tłumaczy Alicja.

W ten sposób wykształciła u swojego syna mechanizm pojawiania się głodu, gdy doświadczał on trudnych emocji. Jedzenie stało się sposobem radzenia sobie z nieprzyjemnymi uczuciami. – Gdy Wiktor poszedł do szkoły, to się nasiliło, bo nasilił się stres. Nowe dzieci, nowe wymagania. Mój syn średnio radził sobie z koniecznością siedzenia w ławce i słuchania pani, więc odreagowywał, sięgając po jedzenie – mówi mama Wiktora.

Klasowy „grubasek”
Niestety nawyki Wiktora i fakt, że jego rodzice nie potrafili sobie z nimi poradzić, sprawiły, że chłopiec bardzo przytył. – To była spirala. Rozumieliśmy, że nie należy już nagradzać go pączkami i czipsami, więc zabranialiśmy ich jeść. Wtedy on się frustrował, a my razem z nim i jeszcze bardziej zaciskaliśmy pasa. Wtedy Wiktor chciał jeść jeszcze więcej, więc zaczynał jeść w tajemnicy przed nami. Za kieszonkowe kupował słodycze, które przed nami chował. Był coraz bardziej zestresowany już nie tylko szkołą, ale też naszym zachowaniem – mówi Alicja.

Dodatkowym problemem okazała się tusza chłopca. Dzieci zaczęły go przezywać, śmiać się z niego, a on potrafił radzić sobie z tym poprzez jedzenie słodyczy. Alicja interweniowała u wychowawcy, jednak nauczycielka nie potrafiła znaleźć sposobu, by kontrolować zachowanie uczniów.

– Postanowiłam skorzystać z pomocy szkolnego psychologa. Wiktor stał się zamknięty w sobie, a ja nie potrafiłam do niego dotrzeć. Nie wiedziałam, jak mam z nim rozmawiać o jedzeniu, denerwowało mnie, że tyje, nie potrafiłam też rozmawiać z nim o jego tuszy. Był gruby, nie dało się tego ukryć, nie akceptował siebie, wstydził się i wciąż był głodny – mówi Alicja.

Zmiana nawyków
Co ciekawe, praca nad zmianą trybu życia Wiktora zaczęła się jednak od pracy nad jadłospisem. – Bardzo trudno było dotrzeć do emocji mojego syna. Wiele wypierał, nie przyznawał się, co czuje, nie potrafił tego nawet nazwać. Dlatego poradzono mi, żebym postawiła na to, co do niego dociera, czyli argumenty o jego tuszy. Psycholog zaleciła wizytę u dietetyczki. Ta druga wytłumaczyła Wiktorowi, że nie musi być gruby, jeśli nie chce i że można jeść smaczne rzeczy i schudnąć – opowiada mama chłopca.

Droga do zbicia kilogramów nie była prosta. Wiktor z oporem rezygnował z cukru na rzecz owoców czy zdrowych przekąsek, ale miał motywację – chciał być szczupły, jak jego koledzy. Kiedy odniósł pierwsze sukcesy, jego samoocena nieco wzrosła, a kondycja psychiczna poprawiła się.

– To był dobry moment na rozmowę o uczuciach. Wtedy zaczęliśmy chodzić do szkolnego psychologa, poza wizytami u dietetyczki. Okazało się, że Wiktor najbardziej potrzebuje jedzenia właśnie wtedy, gdy czuje się źle, a najmniej tęskni za słodyczami, gdy czuje się doceniony. Bardzo ważne okazało się to, co my robimy, co jemy, co mówimy o jedzeniu. Musieliśmy się bardzo pilnować, ja musiałam się zmierzyć ze swoimi nawykami i ze swoim podejściem do jedzenia i do bycia grubym – zwierza się Alicja.

Jak się okazało, ona sama miała kompleksy na punkcie tuszy i odczuwała wstyd, że jej dziecko waży więcej, niż powinno. – Nie chciałam się do tego sama przed sobą przyznać, a właśnie ten wstyd powodował, że nie potrafiłam mu pomóc – mówi kobieta.

Napady emocjonalnego głodu
Zmiana nawyków wpłynęła na relację rodziców z chłopcem. Jedzenie stało się pretekstem do rozmów o emocjach. Nie obyło się bez wpadek i wyzwań. Wiktor dojrzewał, więc w jego życiu wciąż działy się nowe rzeczy. – Wszystko się zmieniało. Wiktor miewał słabe momenty, w których przyłapywałam go na kompulsywnym jedzeniu, np. w nocy. Wiedziałam, że wtedy nie należy dorzucać do pieca, odpuścić moralizatorskie uwagi. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jego napad głodu to tak naprawdę słabość emocjonalna. Jednak jakoś udawało mu się to opanować – opowiada Alicja.

Najtrudniejsze były konfrontacje z rówieśnikami i otoczeniem. Komentarze babć i cioć, którym dieta bez tortu i pączków nie mieściła się w głowie. Sceptyczne podejście do posiłków wegańskich i wegetariańskich, które są mniej kaloryczne i tuczące, niż tradycyjne potrawy. Nazywanie „fanaberią” i „przesadzaniem” odmawiania sobie słodkości czy tłustych mięs, zwłaszcza na urodzinach u kolegów i koleżanek czy podczas świąt.

– Nie tłumaczyłam nikomu, że chodzi o emocjonalne objadanie się. Nie chciałam. Czasem kłamałam, że Wiktor ma cukrzycę, żeby już nie padały kolejne pytania. W rodzinie po prostu pozostawialiśmy sprawę bez komentarza, ale te konfrontacje były zdecydowanie najtrudniejsze. Wymagało to od nas dużo siły i pewności siebie w tym, co robimy – tłumaczy Alicja.

Dodaje, że chłopak dziś ma 18 lat i może jeść normalnie. Zamawia z kolegami pizzę, chodzi na frytki. Fast foody i słodycze stały się dodatkiem do zdrowej diety. Jego waga jest prawidłowa. – Nie mam już w sobie lęku o jego stan. Przede wszystkim pilnuje swojej diety, swoich nawyków i tego, by nie pocieszać się jedzeniem. Wiktora problem uświadomił mi, co dolega również mi. To bardzo cenne – dodaje mama chłopaka.

 

Fot. Oliver Sjostrom, Unsplash.com