Anoreksja oczami rodzica
„Ważyła wtedy 44 kg, ale wciąż widziała u siebie zbędne kilogramy, które musiała zrzucić. A ja nie wiedząc jak jej pomóc, wmuszałam w nią jedzenie – prosiłam, błagałam, kontrolowałam ile i co zjadła, ile waży, itp. Trwało to całe miesiące, a Ola mimo to chudła. W tamtym czasie ja zeszłam na dalszy plan, a liczyło się dla mnie tylko to, co czuje, myśli i pragnie Ola” – wspomina dziś Magda, mama Oli, która wygrała walkę z anoreksją. Kiedy się Pani dowiedziała, że z córką dzieje się coś niedobrego?
Niestety za późno. Przeoczyłam wiele sygnałów – chyba nie chciałam ich widzieć i miałam nadzieję, że to tylko chwilowe kaprysy młodej dziewczyny. Dziś czuję się poniekąd współodpowiedzialna za stan córki. Bo może gdybym wcześniej nie ignorowała różnych zachowań, Ola nie doprowadziłaby się do takiego stanu? Dopiero fakt, że na jej chudość zwróciła mi uwagę znajoma, otworzył mi oczy. Na swoje wytłumaczenie mam tylko tyle, że wtedy córka studiowała w innym mieście, kończyła właśnie pierwszy rok. Miałyśmy ze sobą kontakt głównie telefoniczny i nie widziałyśmy się kilka miesięcy. Natomiast pewnego dnia przypadkiem spotkała ją moja znajoma i – co tu dużo mówić – widok, jak bardzo córka schudła, przeraził ją. Od razu do mnie zadzwoniła.
Ile córka już wtedy ważyła?
Jak się później okazało niewiele ponad 40 kg, co przy jej wzroście 162 cm oznaczało już wychudzenia, a to stan zagrażający życiu. Po spotkaniu ze znajomą od razu zadzwoniłam do córki, ale ona zaprzeczyła problemowi. Powiedziała, że przed wakacjami chciała schudnąć kilka kilogramów i nic wielkiego się nie dzieje. Odpuściłam… Kiedy ją niedługo potem zobaczyłam faktycznie wyglądała przerażająco chudo i po prostu niezdrowo. Jakby z niej życie ulatywało. Przestraszyłam się, że ją stracę i kazałam jej wrócić ze mną do domu. Niestety mimo rozmów Ola nie widziała problemu moimi oczami. Jej zdaniem wciąż była za gruba… To była bardzo ciężka rozmowa, a w zasadzie kłótnia. Nie wiedziałam, co mam robić.
Powiedziała Pani, że zignorowała Pani wcześniej wiele sygnałów…
Tak, dowiedziałam się o tym w trakcie rozmów z psychologiem, do którego poszłam po pomoc. Ola jako dziewczynka nie była chuda, ale też nie można powiedzieć, że była gruba – miała raczej okrągłe kształty. Lubiła jeśli, próbować nowe smaki i oczywiście – jak to dziecko – nie stroniła od słodyczy. Czasem Oli starszy brat w nieco złośliwy sposób komentował jej wagę, ale ja na głos nie wyrażałam sprzeciwu, a trzeba było! Myślałam, że Ola jednym uchem wpuszcza te uwagi, a drugim wypuszcza. A jednak zaczęła bardziej zwracać uwagę na to co je. Chwilę później, razem z koleżankami z klasy, zaczęła się bardziej przejmować ubraniami, kosmetykami, tym, aby fajnie wyglądać, itd. Naprawdę dbała o swój wygląd. Zawsze też przejmowała się tym, co powiedzą inni i była perfekcjonistką – wszystko robiła najlepiej jak umiała i ciężko jej było zakończyć daną czynność, bo zawsze mogło być lepiej. No i tak też było z odchudzaniem. Najpierw chciała schudnąć tylko kilka kilo…
Kiedy Ola zaczęła się odchudzać?
Myślę, że to było na początku liceum. Wtedy ważyła ok. 55 kg, przeszła na dietę i zaczęła ćwiczyć. Nie głodziła się, ale ograniczyła fast foody i słodycze. I myślę, że tam jej problem zaczął się na dobre. Nowi ludzie, nowe miejsce, codzienny stres, aby dobrze wypaść w szkole. Myślę, że wtedy właśnie ją zawiodłam. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, w jakim ona żyje stresie, ile na siebie bierze. Zapomniałam jak to jest być nastolatką… W szkole zawsze była przygotowaną, wzorową uczennica, grzeczną, miłą, uczynną. Ale w domu wyglądała na wymęczoną, smutną, chętniej spędzała czas w swoim pokoju niż z nami. W tygodniu obiady również zjadała u siebie, bo twierdziła, że jedząc odrobi lekcje i się pouczy. Dopiero podczas terapii Ola przyznała się, że całe jedzenie wyrzucała do kosza na śmieci, a po byle jabłku czy innej przekąsce zaczynała szaleńczy trening – serie 100 brzuszków, 20 pompek, itp., aby jak najszybciej spalić te kalorie. Chętnie też przygotowywała posiłki dla nas, ale ich z nami nie jadła – mówiła, że kąsała robiąc, itp. Wcześniej też, podczas Oli kąpieli, miałyśmy nasze „damskie pogaduchy” – ona w wannie, ja siadałam pod ścianą i rozmawiałyśmy o chłopakach, koleżankach, bieżących sprawach. I nagle to się urwało. Dziś wiem, że Ola nie chciała, abym widziała jej wystające żebra i inne niepokojące objawy.
Czy Ola poszła z Panią do psychologa?
Nie na początku. Po pierwszym roku studiów kazałam Oli wziąć dziekankę, ponieważ chciałam ją mieć blisko siebie. Ważyła wtedy 44 kg, ale wciąż widziała u siebie zbędne kilogramy, które musiała zrzucić. A ja nie wiedząc jak jej pomóc, wmuszałam w nią jedzenie – prosiłam, błagałam, kontrolowałam ile i co zjadła, ile waży, itp. Trwało to całe miesiące, a Ola mimo to chudła. W tamtym czasie ja zeszłam na dalszy plan, a liczyło się dla mnie tylko to, co czuje, myśli i pragnie Ola. Zapomniałam o swoich potrzebach, a moje samopoczucie zależało od tego, ile Ola zjadła i jak się czuje. To było błędne koło. W końcu nie mogąc już tego znieść i nie wiedząc, jak mam Oli pomóc, poszłam do psychologa. I nie mogłam lepiej zrobić, bo okazało się, że mi również potrzebna jest pomoc. Tam po raz pierwszy usłyszałam o współuzależnieniu. Dowiedziałam się, że muszę ratować nie tylko córkę, ale przede wszystkim siebie. Zaczęłam też chodzić na spotkania grupy wsparcia dla rodzin i bliskich osób z zaburzeniami odżywiania. Nabrałam dystansu do jej choroby. Od innych osób borykających się podobnym problemem dostałam też wiele cennych wskazówek. Dowiedziałam się na przykład, jak z Olą rozmawiać, aby mnie wysłuchała i nie wybuchała gniewem. To bardzo ważne, aby w komunikacji z chorą na anoreksję osobą nie stosować szantażu, nie zastraszać. Na początku Ola zaprzeczała problemowi, była agresywna, smutna. Powoli udało nam się jednak przełamać barierę. W końcu też Ola zgodziła się na spotkanie z terapeutą.
Co się takiego stało, że się zdecydowała?
Myślę, że Ola poszła na tę pierwszą wizytę, aby ją po prostu odbębnić i mieć z głowy. Ale później, gdy przekonała się do leczenia, mówiła, że była już tym wszystkim bardzo zmęczona. Była chodzącą tabelą kaloryczną, a większą część dnia spędzała na starannym odmierzaniu porcji, obsesyjnym liczeniu kalorii, nieustannych ćwiczeniach i ważeniu się. I tak w kółko…
Ile trwała jej terapia?
Leczenie osób z zaburzeniami odżywiania może trwać wiele lat. Celem psychoterapii jest przywrócenie zdrowych nawyków odżywiania przy jednoczesnym pozbyciu się natrętnych myśli związanych z odchudzaniem oraz nauka samoakceptacji. W trakcie terapii chorujący musi też poznać samego siebie – swoje potrzeby i pragnienia. Taka przemiana nie może nastąpić z dnia na dzień… Terapia Oli trwała 1,5 roku, ale po jej zakończeniu córka wciąż spotyka się ze swoim psychologiem, ale dużo rzadziej. Na tym ostatnim etapie chodzi o utrwalenie tego, do czego doszło się w trakcie leczenia, tak aby zminimalizować ryzyko nawrotu choroby. Ale początki były u Oli dość trudne. Podczas tego pierwszego spotkania z psychiatrą i terapeutą, BMI Oli wynosiło 16.2 i przy wadze 42 kg Ola dostała ultimatum – albo zacznie przybierać na wadze, albo bezwzględnie zostanie skierowana do szpitala. A to jej „przybieranie” było z początku bardzo mozolne… Ola otrzymała też specjalnie opracowaną dla niej dietę, bo w leczeniu anoreksji nie tylko o kalorie chodzi. Równie ważne, a na początku nawet ważniejsze, jest dostarczenie organizmowi wszystkich niezbędnych składników: odpowiedniej ilości wody, białek, elektrolitów, węglowodanów i tłuszczów. Posiłki muszą być lekkostrawne i bogate w żelazo oraz witaminy. Na bieżąco trzeba też kontrolować przyrost masy ciała, tak aby na początku nie przekraczać przyrostu na poziomie 1-1,5 kg na tydzień. To jest naprawdę bardzo trudny proces. Na szczęście od rozpoczęcia leczenia 4 lata temu waga Oli tylko raz nieco spadła. Dziś córka waży 49 kilogramów. Wciąż jest szczupła, ale na szczęście daleko jej do wychudzenia.
Ola wróciła na uczelnię?
Tak, chociaż po skończeniu terapii córka zmieniła kierunek studiów. Myślę, że jest szczęśliwa, a na pewno szczęśliwsza. Ma chłopaka, z którym studiuje na jednym roku. Często przyjeżdża do domu, ale staramy się nie „wałkować” tematu choroby i jedzenia. Widzę, że córka wygląda zdrowo i jest uśmiechnięta. Muszę jej więc zaufać. Ale też muszę pamiętać o tym, że anoreksja to choroba na całe życie i o nawrót bardzo łatwo. Dlatego mam oczy szeroko otwarte i z moją obecną wiedzą mam nadzieję, że nie przeoczę już żadnych niepokojących objawów.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Dorota Bąk