Siecioholizm – współuzależnienie rodziców
Usprawiedliwianie, próba walki z problemem, rezygnacja – różne są fazy współuzależnienia rodziców, których dziecko jest siecioholikiem. I chociaż w każdej rodzinie schemat ten może wyglądać nieco inaczej, to ma wspólny mianownik – rodzic przestaje żyć własnym życiem, swoimi myślami i uczuciami. Zaczyna zaniedbywać dotychczasowe obowiązki. Jego myśli i działania są ukierunkowane na uzależnione dziecko.
Ale zanim do takiego etapu dojdzie, rodzice muszą zdać sobie sprawę, że jego dziecko w ogóle ma problem. Na początku mama przyjmuje usprawiedliwienia latorośli: „Mamo, ja musiałem, bo miałem zadane w szkole, żeby skorzystać z internetu”, „Przepraszam, zagapiłem się, nie wiedziałem, że tyle czasu już minęło”, „Mamo, czuję się taki samotny, musiałem z kimś pogadać”… – Na tym etapie rodzic nie jest jeszcze świadomy, że to może być uzależnienie – tłumaczy Karina Stasiak, certyfikowana specjalistka terapii uzależnień w Klinice Wolmed w Dubiu. – Pisze więc usprawiedliwienia z nieobecności w szkole. Zbytnio nie zwraca też uwagi na pogarszające się oceny. Dochodzi jednak do momentu, w którym pewne granice zaczynają być przekraczane.
W pewnym momencie rodzice zauważają, że nieprzygotowań do lekcji czy sprawdzianów jest coraz więcej. Oceny drastycznie się pogarszają. Rośnie liczba nieobecności w szkole. Co ważne, zmienia się też samo zachowanie dziecka. – Zaczyna być agresywne, aroganckie, nie chce wykonywać żadnych obowiązków w domu – mówi K. Stasiak. – Cały wolny czas w ciągu dnia, a nawet wiele godzin w nocy, przesiaduje przed komputerem. To nie umyka już uwadze rodziców i próbują działać. Zabierają więc komputer, tablet, ale dziecko pożycza sprzęt. I zaczyna kombinować – mówiąc, że idzie do kolegi odrabiać lekcje, a tak naprawdę chodzi tylko o to, aby tam grać.
Rodzice zdają sobie sprawę z istnienia problemu i zmieniają swoją postawę – przestają być opiekuńczo-usprawiedliwiający, a zaczynają prosić, kazać i wreszcie grozić. – Bardzo często matki uciekają się do szantażu emocjonalnego – wyjaśnia terapeutka. – Mówią dziecku, że przez nie popadły w chorobę, że są znerwicowane, że to jego wina. W skrajnych przypadkach rodzic gotowy jest zrobić sobie krzywdę, aby ratować dziecko. Liczy, że da to zamierzony skutek, a syn czy córka, w trosce o jego zdrowie, zmienią swoje zachowanie.
Rodzice doświadczają ogromnie skrajnych emocji – od nadziei, że dziecko z tego wyjdzie, po poczucie beznadziejności, gdy po raz kolejny przyłapują je na oszustwie, kłamstwie, bo okazuje się, że jest gotowe w przeróżny sposób wygospodarowywać sobie czas na granie. Czasem nawet do tego stopnia, że płaci innym za odrabianie lekcji – byleby jak najwięcej siedzieć przed komputerem.
Z czasem doświadczają też przykrego skutku swojej bezradności. Ta bezsilność powoduje, że pojawia się w nich dużo frustracji i złości na to, że nie mogą pomóc. Wciąż jednak szukają różnych rozwiązań tej sytuacji. Chcą ratować dziecko przed niepowodzeniami w nauce, złymi ocenami, zapewnić mu dobrą przyszłość, którą utożsamiają właśnie z wykształceniem. I w taki oto sposób stają się osobami współuzależnionymi.
– Są różne fazy współuzależnienia w przypadku uzależnienia behawioralnego – wyjaśnia Karina Stasiak. – Motywacja rodziców jest jedna – chcą ratować dziecko przed uzależnieniem. I żyją właściwie tylko tą jedną sprawą. Ich życie, myśli, uczucia schodzą na dalszy plan. Wszystko jest podporządkowane uzależnionemu dziecku. Ta ciągła obserwacja, kontrola, co robi, czym się zajmuje, czy na pewno znów nie siedzi przed komputerem, w rezultacie prowadzi do zaniedbywania dotychczasowych obowiązków. Współuzależnienie to ciągła obecność przy uzależnieniu latorośli. I oznacza też automatyczną rezygnację z własnych pragnień, marzeń, celów – po prostu własnych spraw.
– Dla niektórych rodziców jest to ciężar nie do udźwignięcia i kończy się tym, że „porzucają” własne dziecko – mówi terapeutka. – Przestają się nim interesować, całkowicie ignorują. W niektórych sytuacjach jest tak, że uzależnienie nastolatka bierze się właśnie z tego, że rodzice od dawna w jego życiu są nieobecni. Czuje się odrzucone, samotne, a nikt w domu nie żyje jego sprawami.
Próba samodzielnej walki z młodym siecioholikiem prędzej czy później kończy się agresją z jego strony. – Rodzice czują się bezradni, patrząc, jak dziecko traci na wadze, nie uczy się i zrozumiałym jest, że chcą mu ograniczyć dostęp do komputera – mówi K. Stasiak. – Ale uzależnienie jest tak silne, że ono nie da go sobie tak łatwo odebrać. Dochodzi do kłótni, a nawet podniesienia ręki na jedno z rodziców. To taki dzwonek alarmowy, po którym matka czy ojciec nalegają już na wizytę u terapeuty. – Podczas rozmowy z profesjonalistą niejednokrotnie okazuje się, że problem ma nie tylko dziecko uzależnione od sieci, ale sami rodzice – dodaje K. Stasiak. – Matka ma depresję, ojciec jest alkoholikiem i pomocy potrzebują wszyscy… Czasami, aby pomóc dziecku, trzeba pomóc całej rodzinie, docierając do indywidualnych problemów dorosłych.
Biorąc jednak pod uwagę wyłącznie relacje w rodzinie, należy zacząć od wyjaśnienia rodzicom, jakie są zasady tworzenia więzi oraz wyznaczania granic dziecku. Rodzice potrzebują wsparcia terapeuty, by nauczyli się działać konsekwentnie i pozyskali wiedzę na temat prawidłowego funkcjonowania rodziny. Wiele spotkań terapeutycznych może być łączonych – wówczas następuje wymiana zdań, dzięki czemu każda ze strony mówi, co w relacjach uległo zmianie. Terapeuta doradzi, co należy zmienić w swoim zachowaniu, jak rozmawiać z dzieckiem, by czuło, że rodziców interesują jego sprawy, by wiedziało, że zaczęli dbać o to, co ono przeżywa. Gdy rodzice zaangażują się w terapię, pomogą w niej dziecku, przyniesie ona lepszy skutek. Terapia doprowadzi do utworzenia zasad w domu, wyznaczenia ram czasowych korzystania z sieci, podpowie, jak należy wspólnie spędzać czas, bo czasem się okazuje, że rodzice nawet nie potrafią z dzieckiem rozmawiać.
Terapia nie jest łatwa, trwa wiele miesięcy i wymaga zaangażowania każdej ze stron. – Bardzo często jest tak, że jak się uda naprawić to, co popsuło się w systemie rodziny, problem uzależnienia dziecka znika – kontynuuje terapeutka. – Jeszcze w innej sytuacji dziecku potrzebna jest akceptacja siebie. Ucieczka w gry oznaczała bowiem dla niego ucieczkę od samego siebie. W wirtualnym świecie, internetowej społeczności, dziecko udawało kogoś innego. Trzeba więc dać mu czas na samoakceptację i odzyskanie poczucia własnej wartości.
Karina Stasiak – Kierownik Oddziału Leczenia Uzależnień w Klinice Wolmed. Certyfikowany specjalista terapii uzależnień, praktyk – mistrz NLP. Od wielu lat pracuje z osobami uzależnionymi. Posiada certyfikat z zakresu EEG Biofeedback.
Autor: Dorota Bąk
Współpraca: Marzena Andrzejczak, Klinika Wolmed