Uzależnienie od gier komputerowych. Historia Artura
„Mam na imię Artur i jestem uzależniony od gier komputerowych. Kiedyś wstydziłem się wypowiedzieć to zdanie. Teraz zaczynam tak niemal każdą, zwłaszcza branżową rozmowę. Wiele osób myśli, że to jakaś forma kreowania się, bycia ‘cool’ w towarzystwie. Dla mnie to zwyczajnie sposób na przetrwanie.” Poznajcie historię Artura.
Artur pochodzi z niewielkiego miasteczka w zachodniej Polsce. Z pełnej, dobrze sytuowanej rodziny – tata stomatolog, mama pracowała w strukturach władz miasta, wspólnie z rodzeństwem nie mieli na co narzekać.
Proste trudnego początki
„Kiedy cofam się pamięcią do czasu szkoły podstawowej, to myślę sobie, że mieliśmy sielankowe życie. Rodziców stać było na markowe ubrania, wakacyjne wyjazdy, upominki bez okazji. I oczywiście elektronikę. O ile moja starsza siostra była średnio zainteresowana, wspólnie z moim rok młodszym bratem dość wcześnie wpadliśmy w pułapkę ‘porównywania’ tego, co mamy i jak wypadamy na tle kolegów”.
Jak wspomina Artur początkowo były to młodzieńcze fascynacje nowościami i dla jego brata takimi pozostały. On jednak traktował je bardzo serio. Szybko stracił jednak kompanów do dyskusji. Wtedy odkrył gry komputerowe – nie tyle same gry co możliwość rywalizacji.
„W liceum testowałem różne gatunki i tytuły. Rodzice nie blokowali mnie jeśli chodzi o sprzęt, miałem więc możliwość korzystania z najbardziej odpowiadających mi rozwiązań. To był czas, kiedy kontrolowałem swój czas. Wiedziałem kiedy i na co mogę sobie pozwolić, nie nawalając, zwłaszcza rodzinnie. Szybko nauczyłem się gdzie przebiega granica zaufania moich rodziców i nie przekraczałem jej. Poznałem dziewczynę – totalnie niezainteresowaną grami – i w pewnym momencie stała się moją przykrywką. Mówiłem, że będę z nią, a spotykałem się na wieczorne granie.”
Wejście w dorosłość
Artur dostał się na studia informatyczne i wspólnie z kolegami wynajęli mieszkanie w dużym mieście.
„To był czas dla mnie. Poczułem się jak przysłowiowy ‘pies spuszczony z łańcucha’. Nie musiałem się pilnować, kontrolować czasu ani pieniędzy. Rodzice dbali o moje fundusze i wiedziałem, że dopóki będę na Uczelni, to ten status się nie zmieni. Wiedziałem co muszę i nie wychodziłem poza absolutne studenckie minimum. Całą resztę energii spożywałem na Counter Strike’a.”
Ówczesna dziewczyna, obecnie żona Artura, Maja, rozpoczęła studia w innym mieście. Choć widywali się rzadko, sama przyznaje, że przez długi czas nie widziała problemu. „Między nami było lepiej. Myślałam, że służy nam odległość. Dojrzewaliśmy oddzielnie, mieliśmy czas na swoje pasje, a kiedy byliśmy razem – pełne zaangażowanie. Wiedziałam, że Artur lubi grać, że spędza tak czas wolny, jeździ na targi game’ingowe itp. Ale – po pierwsze – myślałam, że to pokłosie jego studiów, a po drugie, nie miałam świadomości, że to może być tak niebezpieczne. Wtedy nie mówiono tyle o zagrożeniach płynących z gier… Albo ja nie słyszałam…”
Po pierwszym roku studiów pojawiły się problemy. Te fizjologiczne – w postaci znaczących problemów ze wzrokiem. Artur zaczął zmagać się z permanentnym przesuszeniem rogówek, powodującym silny ból i nadwrażliwość na światło. Przestał się również ruszać, co w połączeniu z niezdrowym odżywianiem zaowocowało nadwagą. Jednocześnie odciął się od znajomych i podjął decyzję o rozstaniu z Mają twierdząc, że związek na odległość nie ma szans na przetrwanie. To był – jak sam przyznaje – moment, w którym bardzo szybko pikował.
„Maja trzymała mnie jakoś w ryzach. Nie tyle nawet ‘odrywając’ mnie od gier, żeby porozmawiać, ale wyjazdy do niej zmuszały mnie do ogarnięcia się – ubrania, umycia, odejścia od komputera. To zaczęło mnie przerastać. Nie chciałem. Wolałem siedzieć w swoim grajdołku z ziomkami od CSa.”
Równia pochyła
Po drugim roku studiów Artur zrezygnował z nauki, całkowicie skupiając się na świecie wirtualnym. Jak opowiada – zatracił totalnie granicę pomiędzy światem rzeczywistym, a tym, który oferowały mu gry. Zaczął mieć ataki agresji, a jednocześnie stany lękowe i ataki paniki. Do tego problemy ze snem, koncentracją, zdrowiem i… pamięcią.
„Rodzice zaniepokoili się, że kłamię. Ja natomiast nie pamiętałem – ani tego, że z nimi rozmawiałem, ani tym bardziej tego, co im mówiłem. O tym, że nie studiuję, dowiedzieli się od mojego brata, którego podobno nie wpuściłem do domu. Tak twierdzili współlokatorzy. Ten potencjalny trzeci rok studiów to czarna dziura w mojej pamięci.”
Z konsekwencjami przyszło mu zmierzyć się chwilę później. Tymi finansowymi – przez pół roku zalegał z płatnością za czynsz w wynajmowanym mieszkaniu. Rodzice postanowili nie regulować opłaty. Przede wszystkim jednak z tymi zdrowotnymi – stany zapalne rogówek doprowadziły do trwałych uszczerbków w jej obrębie i konieczności wprowadzenia trwałego leczenia. Dodatkowo nadwaga, brak ruchu i spędzanie czasu w zamkniętych pomieszczeniach spowodowały pojawienie się problemów z oddychaniem.
Artur trafił do szpitala, kiedy zasłabł w komunikacji miejskiej. Kilkudniowa obserwacja otyłego pacjenta poskutkowała wstępnym „odtruciem”, czyli oderwaniem od komputera i konsultacją psychiatryczną. Artur zdecydował się na leczenie zamknięte. Było to możliwe tylko dzięki rodzicom i ich pieniądzom.
Wyjście na prostą
„Najgorszy był wstyd. Uświadomienie sobie, że to nie była ‘tylko gra’ i przyznanie się – przed sobą i resztą świata. Zwłaszcza przed mamą. Nie chciała mnie słuchać pogrążając się w wyrzutach sumienia, co nie pomagało mi walczyć ze sobą. To był niezwykle trudny i intensywny dla mnie czas. Z tego okresu pamiętam głównie emocje: strach, ból, wstyd właśnie, upokorzenie. I to poczucie zmarnowanego czasu i szansy, jaką dostałem wspólnie z rówieśnikami. Do tego ten okropny wygląd. Nienawidziłem swojego ciała, swojej przeszłości, swoich decyzji”.
Gdyby nie rodzina, Artur twierdzi, że nie miałby szans wyjść z tego cało. Zaangażowali się w terapię, przepracowali pewne kwestie i nauczyli się rozmawiać.
„To była niezwykła lekcja dla całej naszej piątki, w której prym wiodła moja siostra. Ja – choć w trakcie terapii uczyłem się mówić o emocjach i uczuciach – nie miałbym wtedy siły dźwignąć bycia moderatorem. A ona podołała i chwała jej za to.”
Ten kobiecy, siostrzany punkt widzenia nakłonił również Artura do powrotu do analizy swoich relacji z kobietami.
„Tylko Maja była kimś ważnym. Wszystkie inne relacje z kobietami były przelotnymi znajomościami. Imion wielu z nich nie pamiętam. Regulowałem w ten sposób to, co się ze mną działo i zaspokajałem jakieś najprostsze, pierwotne instynkty. Chciałbym wszystkie te dziewczyny przeprosić…”
„Artur pojawił się z powrotem w moim życiu, kiedy byłam sama, w 6. miesiącu ciąży. Chwilę wcześniej rozstałam się z – wtedy myślałam – facetem moich marzeń, który jak tylko dowiedział się o ciąży, odszedł z inną. Znałam historię Artura, pochodzimy w końcu z tego samego, małego miasta. To okrutne, ale jednak – każdemu z nas przyczepiono etykietkę. Nie wiem, czy to ta etykietka właśnie, czy strach, czy może hormony, ale zaufałam wracając pamięcią do tych dobrych chwil.”
„Jestem przekonany, że każde z nas cholernie się bało. Na swój sposób i zupełnie innych rzeczy. Bałem się, że ją zawiodę, że nie dam sobie rady z własnym uzależnieniem, że nie sprawdzę się w roli ojca. Przeskoczyłem nagle do dorosłego życia i miałem obawy, że mnie przerośnie.”
Jak podkreśla Artur otoczyli go ludzie dojrzalsi od niego. To oparcie sprawiło, że powoli się wzmacniał. Zdecydował się na studia zaoczne zmieniając nieco profesję. Obecnie pracuje w firmie zajmującej się spedycją i logistyką. Szkoli, doradza, testuje, codziennie włącza komputer.
„Nie ma chyba na świecie osoby, która bardziej boi się tego czarnego guziczka. Codziennie boję się, że nie podołam, że odpalę grę, że zechcę coś sprawdzić, wejdę w ten świat i z niego nie wyjdę. Ale bardziej jeszcze niż o siebie, boję się o dziewczynki. One wychowują się w cyfrowym świecie, za jakiś czas będą miały możliwość bycia online non-stop. Ciągle analizuję, rozmyślam, sprawdzam, drążę i wciąż nie mam pewności, czy wszystkiego dopilnuję. Że może przegapię jakieś ostrzeżenie i nie powstrzymam pewnych sekwencji w porę.”
Fot. Lucian Novosel, Unsplash.com