Skip to main content

„Kiedy odkładałam telefon, czułam wielki lęk, że coś przegapię”. Prawdziwa historia Iwony

Fonoholizm to uzależnienie, które w dzisiejszych czasach łatwo przegapić. Ma bardzo płynne granice, trudne do zauważenia – telefon to dla wielu osób narzędzie pracy i komunikacji z bliskimi. Jednak w rodzinie Iwony uzależnienie od smartfona dotknęło nie tylko ją.

Iwona i Maciej mają dwójkę dzieci – 10-letniego Kubę i 14-letnią Malwinę. Są zwykłą rodziną – tak mówi Iwona. Jednak przez współczesną „zwyczajność” wszyscy nabawili się niezwyczajnych problemów.

– Pytasz mnie, czy jestem fonoholiczką? Nie wiem, nie do końca znam definicję, jednak wiem na pewno, że smartfon stał się moim wrogiem. Przez wirtualny świat zorganizowany od początku do końca przez jedno urządzenie cierpiałam ja, mój mąż i moje dzieci, które właściwie nie miały rodziców. Teraz mnie odrzuca na samą myśl o posiadaniu telefonu – mówi Iwona, która rok temu zamieniła smartfon na telefon stacjonarny. Powód? Przez wpatrywanie się w ekran niemal rozpadła się jej rodzina.

Pierwsze kłopoty
Smartfony pojawiły się w ich życiu w tym samym momencie, co u wszystkich. Szli z postępem technologii, wymieniali nowe modele na nowsze, korzystali z kolejnych aplikacji. Iwona i Maciej byli przekonani, że to dobre zmiany i pożyteczne narzędzia. Dzieci dostały swoje telefonu na początku szkoły podstawowej.

– Nagle nie trzeba było włączać komputera, by odczytywać służbowe maile i robić przelewy czy zakupy. Wydawało się, że to wszystko zajmuje mniej czasu i staje się mniej zobowiązujące. Siedząc z córką i grając w chińczyka, mogłam zająć się obowiązkami, a jednocześnie nie mówić: „córeczko, mamusia teraz musi to i tamto”. Wydawało się to wygodne i sprzyjające rodzinie. Okazało się, że jest dokładnie odwrotnie – mówi Iwona.

Iwona nie potrafi wskazać dokładnie, kiedy i co sprawiło, że „miarka się przebrała”. – Zwyczajnie, mieliśmy kiepskie relacje. Czułam się samotna w małżeństwie, ale nie myślałam o tym, nie dostrzegałam, że mijają miesiące bez seksu czy randek. Każdą wolną chwilę zajmował mi smartfon. Wyczekiwałam powiadomień, wymyślałam powody, by do niego zaglądać, kiedy pojawiały się w ciągu dnia momenty, że mogłam wybierać – zaproponować coś rodzinie, czy wziąć telefon do ręki – wyjaśnia Iwona.

Czasami Iwona korespondowała z nieznajomymi – w ten sposób rekompensowała sobie pustkę. Czuła, że nie miała wyjścia. W tym czasie jej mąż również wpatrywał się w ekran. – Maciek zamykał się w łazience np. na 2 godziny i w tym czasie coś oglądał. On potrafi taśmowo oglądać filmy i seriale: rano zaczyna, np. jadąc do pracy, ogląda na przerwach i potem w domu. Dzieciaki, jak to młodzież: non stop na czacie i Instagramie. Mam taki obrazek przed oczami, że wołam ich na obiad i nikt nie reaguje. Denerwowałam się, ale sama byłam tego częścią.

Takie sytuacje wywoływały kłótnie. Były kary na telefon dla dzieci: one miały szlaban, ich telefony leżały w szafkach rodziców, a Iwona i Maciek w tym czasie zajmowali się wyłącznie swoimi smartfonami. – Taki przykład dawaliśmy dzieciom… Wiadomo, że ryba się psuje od głowy. Ja często krzyczałam na męża, rzucałam wobec niego oskarżenia: że nic go nie obchodzi, że jest złym tatą, że nie patrzy na mnie. Sama robiłam to samo. Potrafiliśmy w jednym pokoju spędzić np. 4 godziny, od 22 do 2 w nocy, i nie zamienić ani słowa, bo każde zajęte było swoim ekranem. Nasze życie stało się beznadziejne. Czułam, że nie ma w nim nic fajnego i że na nic nie mam wpływu. Nie mieliśmy o czym rozmawiać, za to mieliśmy się o co kłócić. Relacje z dziećmi opierały się na nakazach i zakazach. Czułam pustkę i chaos i nie widziałam ich źródła – opowiada.

Nieprzytomni i nerwowi
– Przede wszystkim byłam nieobecna duchem, kiedy przebywałam z dziećmi i rodziną. Bardzo łatwo moje myśli odpływały w kierunku tego, z kim mogłabym popisać, co mogłabym sprawdzić w jednej z kilkunastu aplikacji. Poza tym, gdy miałam w ręku telefon, świat wokół nie istniał. Kilka razy z tego powodu miałam stłuczkę na mieście. Nie słyszałam, że ktoś do mnie mówi, że ktoś dzwoni domofonem. – mówi Iwona.

Choć fonoholizm to coraz częściej problem młodych ludzi, w tej rodzinie najmniej „wciągnięte” w smartfony okazały się dzieci. – Kuba doświadczył przykrości przez jakieś memy, które złośliwie zrobiła jego koleżanka z klasy. Miał problemy w grupie, psycholog szkolna poradziła, by znaleźć dla niego dodatkową społeczność. Zaczął chodzić na judo i tam poznał nowych kolegów. Dzięki temu łatwiej było mu nabrać dystansu do świata wirtualnego – wyjaśnia Iwona.

Jej córka „radzi sobie jak inne nastolatki”. – Nosiła telefon przy sobie cały czas, zasypiała z nim, jak my wszyscy. Zabranie z domu rano ładowarki czy power banku było dla każdego z nas tak samo ważne, jak spakowanie kluczy do domu. Dla każdego z nas nie było nic bardziej irytującego niż wolny Internet, brak zasięgu lub rozładowana bateria. Osobiście nie potrafiłam się unieść ponad to, a Malwina tak. To jest ważna część jej świata, nieodłączna, ale w jej nastoletnim życiu jest też wiele innych powodów do ekscytacji – tłumaczy Iwona.

Największy wpływ fonoholizm miał na relację Iwony z mężem. Kobieta wspomina, że sporo było kłótni, w których jedno z nich używało telefonu jak karty przetargowej, np. ona zabierała jego telefon i groziła, że go wrzuci do wanny. – Bywałam zrozpaczona i zdesperowana. Te wszystkie emocje się skumulowały i było nie do wytrzymania. Kiedy opowiadałam o swoich kłopotach przyjaciółkom, mówiły, że ich związki wyglądają podobnie. To wszystko to nic nadzwyczajnego, a ja marzyłam o rozwodzie i wszystko we mnie kipiało niby bez powodu, więc poszłam do psychologa. Po kilku spotkaniach od słowa do słowa źródło problemu wyszło na jaw – mówi Iwona.

Zasady korzystania z telefonu
Psycholog poradziła jej, by wprowadziła w domu zasady korzystania z telefonu dla wszystkich. Podsunęła konkretne pomysły: wrzucanie telefonów do wspólnego kosza, kiedy wszyscy są w domu, niekorzystanie z telefonu po godzinie 21 i wyciszanie telefonów na czas wspólnych posiłków.

– To było bardzo trudne, ale natychmiast dało efekty. Oczywiście nie wszyscy się dostosowali – mąż nie chciał współpracować. Ja zarządziłam te zasady dla siebie i dzieci. I od razu było widać, jak bardzo szkodliwe jest zachowanie Macieja. Na początku każdy się izolował – dzieci w swoich pokojach, a ja nie wiedziałam, co robić. Czułam wielki lęk, że coś przegapię. Maćka jakby nie było, więc nie mogłam z nim nawet porozmawiać. Czasem łamałam zasady i potem źle się z tym czułam. Psycholog doradziła, bym odinstalowała to, co obiektywnie jest mi niepotrzebne. Pierwszy tydzień to był koszmar. Potem nauczyłam się o tym nie myśleć – mówi Iwona.

Z czasem było coraz lepiej. Kobieta wyznaje, że najważniejsze były dla niej chwile, kiedy przychodziły do niej dzieci. Z nudów albo bez powodu lub z drobnymi prośbami. – Zaczęliśmy rozmawiać, co można byłoby robić razem. To strasznie smutne, ale nie mieliśmy żadnych pomysłów. Same te rozmowy już nas zbliżyły i potem poszło z górki, lawinowo same dobre zmiany – opowiada Iwona.

Po pół roku wizyt u psychologa i rozważań na temat jej uzależnienia od telefonu, Iwona doszła do wniosku, że nie chce zostawiać sobie „otwartej furtki”, bo obecnie za bardzo ją ona rozprasza. Uznała, że lepiej będzie zamienić smartfon na telefon stacjonarny, a wszystkie sprawy online załatwiać w godzinach pracy. – Bardzo pasuje mi to rozwiązanie, choć wiem, że nie jestem wolna od problemu. Póki co trochę się przed nim chowam – gdybym miała smartfon, byłoby mi dużo ciężej skupić myśli na tym, co tu i teraz, trzymać kontakt ze sobą i z rzeczywistością. A to pozwala mi w tej chwili odbudowywać kontakt z dziećmi – mówi Iwona.

Relacja z mężem uległa zmianie, jednak kobieta nie nazywa jej poprawą. – Więcej mamy interakcji w życiu codziennym, Maciek czasami odkłada telefon, tak jak dzieci. Jednak nadal czuję się samotna i mam w sobie ogromny gniew, że on nie chce odłożyć telefonu dla mnie. To jest bolesne i rozczarowujące. To problem, który niezwykle łatwo przeoczyć i bagatelizować. Może, kiedy sama uporam się ze swoimi emocjami i istnienie smartfonów będzie mi bardziej obojętne niż teraz, uda mi się wpłynąć na męża. Taką mam nadzieję.

 

Fot. Daria Nepriakhina, Unsplash.com