Dziś znów otwieram się na intymność, choć nie było łatwo – historia Gosi
– Trzy lata temu rozstałam się z moim narzeczonym. Dopiero jednak rok temu odważyłam się zaufać innemu mężczyźnie. Spojrzeć na faceta nie jak na intruza, bez pogardy i obrzydzenia, a z pewną czułością, otwartością i odwagą, żeby jeszcze raz spróbować. Nie myślałam, że problem z uzależnieniem od seksu, jaki miał mój były partner, tak bardzo może rzutować na mnie i moją przyszłość. Już nawet po rozstaniu – opowiada Gosia.
Początki związku Gosi i jej byłego narzeczonego były – jak podkreśla kobieta – dość romantyczne, wręcz filmowe. Poznali się na dworcu. Ona przyjechała do nowego miasta na studia, on czekał na dworcu na dziewczynę, która go „wystawiła”. Ona nie wiedziała jak się przemieszczać, on miał czas i jej pomógł.
– Jak dziś o tym myślę i wspominam, to jednak nadal trochę się wzruszam i uśmiecham. Miałam w sobie dość sporo odwagi, skoro pozwoliłam zupełnie obcemu gościowi prowadzić się za rękę. Ale byłam wtedy młoda, otwarta na świat, czekałam na przygody, wychowywałam się w małym mieście na romantycznych filmach i brakowało mi takich uniesień. Czułam, że może coś jest nie tak, ale chciałam w to wejść i pożyć w takiej bańce. Zresztą uważam, że początki tej znajomości były piękne, cenne i na pewno jakoś mnie ukształtowały jako kobietę.
Gosia, wyjeżdżając na studia, miała już za sobą kilka związków – ale wszystkie ona były związkami młodzieńczymi, szkolnymi, mało dojrzałymi.
– Czekałam na tę wielką, prawdziwą miłość. Na relację partnerską. Na faceta, z którym będę mogła budować przyszłość – założyć rodzinę, postawić dom. Kiedy pojawił się Adam, to oczywiście zakochałam się bez pamięci i brnęłam w to dalej, nawet wtedy, kiedy zaczęły pojawiać się w mojej głowie wątpliwości. Tak jakbym nie wierzyła, że może być inaczej, że będę potrafiła być sama. Teraz myślę, że przeprowadzka do innego miasta była z nim nierozerwalna. To były dla mnie naczynia połączone. Wydawało mi się, że nie poradzę sobie bez niego, że przecież od początku jesteśmy razem, że on uratował mnie, a ja jego.
Relacja oparta (nie tylko) na seksie
Gosia podkreśla, że relacje intymne nie były między nimi w żaden sposób zaburzone.
– Rozwijaliśmy się, będąc obok siebie. Powoli uczyliśmy się siebie wzajemnie, poznawaliśmy się. Mam wrażenie, że wiele nas łączyło – potrzebowaliśmy czułości, bliskości, nigdzie nam się nie spieszyło. W tamtym czasie tworzyliśmy udany związek, na wielu płaszczyznach.
Dopiero kiedy oboje skończyli studia, co w przypadku Adama nastąpiło dwa lata wcześniej, wiele zaczęło się zmieniać.
– Adam rozpoczął pracę w jednej z korporacji prawniczych. Do domu przychodził zmęczony, zestresowany, niezwykle napięty. Ja, wciąż prowadząca studenckie życie, miałam czas i przestrzeń na „opiekowanie się nim”. Udawało mi się wprowadzać tryb „slow” do sypialni i zatrzymywać to nasze dotychczasowe życie. A jednak ono się zmieniało. Kiedy sama skończyłam studia i wpadłam w wir pracy, zabrakło mi zasobów, żeby zwalniać…
To, co niejednokrotnie pada z ust Gosi, to uczucie zawodu, jaki sprawiał jej Adam. Kobieta podkreśla, że jeśli ona nie zadbała o ich relację, to on tym bardziej tego nie robił. Z czasem łózko stało się ostatnią ostoją ich normalności.
– Dziś, jak o tym myślę, to mam poczucie, że nastąpił pewien „przeklik”. Jakbyśmy oboje pogodzili się z życiem w ciągłym pędzie, pogonią za pracą i wreszcie spotykali się tylko w sypialni. To właściwie trochę pomogło nam wyjść z kryzysu, w jaki wpadaliśmy. Znów zaczęło nam się układać. Zarabialiśmy fajne pieniądze, rozwijaliśmy się zawodowo, zaczęły pojawiać się służbowe wyjazdy, które podnosiły nam również samopoczucie. Mięliśmy fajne życie.
Według Gosi pierwsze niepokojące objawy pojawiły się, gdy pracy zaczynało być za mało. W momentach mniej intensywnych zawodowo napięcie rosło, a ona czuła się jakby była – jak sama mówi – popychadłem.
– Adam źle znosił wolny czas. Kiedy nie było zawodowego napięcia, adrenaliny, emocji związanych z negocjowaniem, rozwiązywaniem sporów, ta cała energia kumulowała się w nim i nie znajdowała ujścia. Do momentu, w którym odkrył, że ulgę przynosi mu czas spędzony w łóżku. Najpierw był to miesiąc miodowy – kochaliśmy się bez opamiętania. Wyjechaliśmy na krótkie wakacje, na których też było nam wspaniale. To wtedy Adam się oświadczył, a ja znów szaleńczo zakochana zgodziłam się zostać jego żoną. A potem wszystko wróciło. I choć pracy było coraz więcej, poprzeczka zostawała podnoszona. Kiedy odmawiałam, Adam potrafił się pogniewać, albo przeciwnie – głaskać mnie tak długo, aż miękłam. Ale to zdarzało się coraz częściej, coraz więcej się kłóciliśmy. W końcu zebrałam się na odwagę i odbyłam z nim poważną rozmowę. Przygotowałam się do niej, zebrałam do kupy swoje przemyślenia, emocje i fakty. Byłam przekonana, że zrozumiał, bo powoli życie stało się przerażająco nudne i normalne na każdej płaszczyźnie. Jakbyśmy byli starym, średnio udanym małżeństwem.
Droga do terapii
Gosia podkreśla, że powoli zaczęło do niej docierać, dlaczego ich wspólne życie zmieniło się nie do poznania. Zaznacza, że lepiej dla niej, iż to wszystko działo się stopniowo, bo jednego uderzenia pioruna mogłaby nie dźwignąć.
– Wyjazdy służbowe zamieniły się w weekendy pełne seksu z przypadkowymi kobietami. Napięcie rozładowywał masturbacją, często w przypadkowych miejscach. Ja byłam ostatnim elementem na liście, dlatego udawało mu się przechodzić w tryb – dziś już wiem, że nieszczerej i wymuszonej – bliskości i takiej czułości, jak na początku relacji. Szliśmy do łóżka dopiero, gdy jego napięcie zostało rozładowane. Czasem nie było go już w ogóle, więc nasz seks był mechaniczny. Czułam, że jestem w innym miejscu.
Kiedy Gosia dowiedziała się o zdradach od kolegów Adama, zapytała go wprost. Przyznał, że to prawda i choć w pierwszej chwili winę przerzucił na nią, dodał że wie, że może mieć problem z powstrzymywaniem się od seksu.
– Zaczęłam czytać, drążyć, szukać pomocy dla niego, choć w głębi duszy czułam, że chcę uciec. A przez to czułam się jeszcze gorzej, że przeze mnie wpadnie w dalsze zawirowania, że sobie nie poradzi, że moją rolą jest trwanie przy nim. Oprzytomniałam dopiero, gdy zaczęłam widzieć oglądane kątem oka filmy pornograficzne. Podjęłam decyzję – znalazłam miejsca, w których on mógłby znaleźć pomoc, podzieliłam się notatkami, spakowałam walizkę i odeszłam. To był koszmar. Prosił, błagał, dzwonił, groził, straszył.
Gosia trafiła na terapię, ponieważ nie mogła sobie poradzić z atakami ze strony Adama. Czuła strach w obliczu sytuacji, w której zdecydowała się od niego odejść.
– Zgłosiłam się do terapeuty, żeby dowiedzieć się, jak mogę mu jeszcze pomóc, ale też co mogę zrobić dla siebie. Miałam ogromną nadzieję, że to wszystko da się poukładać. Im bardziej zajmowałam się tematem, tym jednak bardziej trzeźwo patrzyłam na rzeczywistość. Zrozumiałam też, że to co czuję, to nie jest miłość, ale jakieś niezdrowe uwiązanie. I że życzę Adamowi dobrze, ale nie chcę z nim być. Czułam się skrzywdzona, oszukana i wykorzystana.
Gosia mówi, że te uczucia towarzyszyły jej jeszcze przez długi czas. Dlatego, choć próbowała spotykać się z innymi mężczyznami, nie była w stanie przekroczyć pewnej bariery intymności.
– Uciekałam z tych relacji bardzo szybko. Ucinałam kontakt, chowałam się i zapadałam w sobie. Dopiero terapia, skuteczne odcięcie się od Adama, a potem zmiana mieszkania i pracy pomogły mi odnaleźć siebie. Kiedy poznałam Krzysztofa, czułam się na siłach znów otworzyć, odważyć. Poznał moją przeszłość i była bardzo cierpliwy i wyrozumiały. Układamy ten związek po partnersku, we dwoje. Ja wciąż z dużą dozą niepewności, ale jednocześnie z uszanowaniem tego czasu, którego potrzebuję. Teraz mogę powiedzieć, że to nie jest tylko zakochanie, ale coś więcej.