Motywy nałogowego kupowania
Uzależnienie to choroba, czego nikt już dziś nie kwestionuje. Jej specyfika polega na tym, że aby choroba wystąpiła, jednym z niezbędnych czynników jest podłoże emocjonalne. Różnego rodzaju niezaspokojone, często podstawowe, potrzeby emocjonalne, jako jedną z przyczyn uzależniania się od kompulsywnych zakupów, wymieniają osoby badane przez CBOS.
Jako najważniejszy motyw kupowania respondenci podają potrzebę podniesienia samooceny, poczucia własnej wartości, zarówno we własnych oczach, jak i w oczach innych. Negatywny obraz siebie kształtuje się w dzieciństwie i młodości, utrwalają go niepowodzenia osobiste i zawodowe w życiu dorosłym. Kupowanie służyło uzyskaniu aprobaty i uznania innych ludzi. Respondenci byli przekonani (nie zawsze świadomie), że nabywanie dóbr wzbudzi zazdrość i szacunek otoczenia. Co ciekawe, ważny był sam akt kupowania, a nie posiadanie danej rzeczy. Nabyte dobra często „porzucano”, chowano w szafach czy innych miejscach, z których nie było jak się nimi pochwalić. Ważne były towarzyszące zakupowi fantazje o podnoszeniu swej wartości w oczach innych. Nabyte przedmioty miały potwierdzać status społeczny i fizyczną atrakcyjność kupującego. Ponieważ niska samoocena raczej nie znika, gdy się nad nią nie pracuje, zakupów trzeba było robić coraz więcej i więcej, by wciąż poprawiać sobie samopoczucie.
„Paranoja na tym punkcie – przyznaje z perspektywy czasu jedna z badanych – żeby brylować, świecić, oryginalne perfumy, dobre kosmetyki. (…) zostawiałam, w jednym sklepie kurtkę, w drugim sklepie buty, w których przyszłam, spodnie, coś tam, i wychodziłam zupełnie inna. Dumna, silna. Mam potęgę, ale wyglądam! Buty, koniecznie musiały być oryginalne. Ciągle zapominam, Gucci? Nieistotne, ale musiały być firmowe buty, to w ogóle bezdyskusyjne…”. Zachowania, które z zewnątrz wyglądają na beztroskie, – w istocie służą zamaskowaniu trudnych emocji. „Poczucie mojej wartości – przyznaje respondentka – bardzo uległo… jak mąż odszedł… się wyzerowało, to im więcej mam ciuchów, więcej rzeczy, tym moja wartość będzie większa. Okazało się, że to nie, to było w mojej głowie, że moja wartość się nie podniosła ilością ciuchów, tylko mogłam za to kupić książki, pójść do teatru, poczytać, tym się wzbogacić (…) podniosłabym swoją wartość”. Przyczyną kupowania była silna chęć poprawy samopoczucia, rozładowania narastającego napięcia. Nabywanie nowych przedmiotów stanowiło swoistą „kompensację frustracji i rozczarowań; bywały nagrodą, prezentem, pozytywnym wzmocnieniem ego respondenta”. Badana kobieta próbowała w ten sposób udowodnić, że świetnie daje sobie radę bez męża. Chciała zwrócić uwagę otoczenia na fakt, że to ona zawsze dobrze zarabiała, choć mąż brylował w towarzystwie i nim się wszyscy zachwycali. W przypadku kobiet podkreśla się też „motyw emancypacyjny”, wydawanie dużych kwot na własne potrzeby stanowi „wyznacznik samodzielności i decydowania o sobie”.
U innej z respondentek „motorem” zakupoholizmu była rywalizacją z siostrą, która osiągnęła znacznie wyższy status materialny i chętnie go podkreślała poprzez drogi ubiór, nabywanie innych kosztownych dóbr, zagraniczne podróże a nawet… wykonywanie operacji plastycznych. Siostra także wykazywała skłonność do kompulsywnych zakupów, ale lepiej zarabiała, więc problem nie był u niej tak bardzo widoczny. Respondentka, coraz bardziej zazdrosna i sfrustrowana, wciąż starała się dorównać siostrze, która uparcie powtarzała „Ciebie na to, Bożena, nie stać (…) Mnie stać, ale ciebie nie”.
Chodzenie po sklepach i wydawanie pieniędzy okazało się destrukcyjne także dla jednego z badanych mężczyzn, przebywającego w Wielkiej Brytanii. Zakupy były dla niego sposobem na emigracyjną samotność i spędzanie wolnego czasu, wobec braku rodziny, przyjaciół i ograniczonego dostępu do innych rozrywek (bariera językowa). Obdarowywanie prezentami pozostających w Polsce bliskich miało im zrekompensować jego nieobecność, podreperować trudne do utrzymywania na odległość relacje z córką czy narzeczoną.
Wreszcie, prócz historii jednostkowych, trzeba spojrzeć na zachowania zakupowe Polaków szerzej, jako na zachowania społeczeństwa, które pamięta czasy pustych półek, bądź zapełnionych jedynie przysłowiowymi już octem i musztardą. By cokolwiek dostać, stało się w nocy w kolejkach, szukało „znajomości” wśród osób pracujących za ladą. Jeśli coś się w sklepie pojawiało, jakikolwiek towar, rozsądek nakazywał natychmiast go kupić, w jak największej ilości, bo „później nie będzie”. Kupowało się więc „na zapas”. Choć problem pustych półek nie dotyczy nas już od wielu lat, pewne nawyki pozostały. „W domu jeszcze jakiś tam zapas miałem – przyznaje respondent – ale tu już się uruchamiał jakiś taki mechanizm, a, zabraknie, to może jak tu jestem, to może, kupię sobie jeszcze taki zapasik mały. To się włączało. Czasami niepotrzebnie, bo jeszcze w domu było. I to już jakby wchodziłem w ten taki… kupowanie z zapasem. Żeby mieć, żeby nie zabrakło…”. Podobnie wspomina źródła późniejszych kłopotów z zakupoholizmem inna respondentka : „(…) miałam wpojone jeszcze z czasów dzieciństwa, (…) bo pamiętam czasy, jak było nam bardzo ciężko, jak o 1 w nocy musiałam iść stać w kolejce za czymś, nic nie było, to nie mogłam się… Jak to, wszyscy mówili, jest, pójdziesz do sklepu i jest (..) Najpierw to była taka podświadomość, kiedyś”.
Opracowanie: Paulina Ilska na podstawie:
Oszacowanie rozpowszechnienia oraz identyfikacja czynników ryzyka i czynników chroniących w odniesieniu do hazardu, w tym hazardu problemowego (patologicznego) oraz innych uzależnień behawioralnych, oprac. Badora B., Gwiazda M., Herrmann M., Kalka J., Moskalewicz J., CBOS, Warszawa 2012.