Nadmierne zaangażowanie w pracę – zdrowa pasja czy już uzależnienie?
Jakiś czas temu świat obiegła informacja o kolejnym przypadku karoshi, czyli śmierci z przepracowania i stresu. Nie przypadkiem zjawisko to zaobserwowano po raz pierwszy w Japonii, gdzie popularna jest praca od rana do nocy, a pracoholizm uważa się za cechę prawdziwego człowieka sukcesu. Mylenie pracowitości i pracoholizmu sprawia, że bywa on nazywany najszlachetniejszym z nałogów. Jego pożyteczność jest niestety pozorna.
Pracoholizm to zaburzenie równowagi między pracą i innymi sferami życia. Odbiera poczucie kontroli nad rzeczywistością, niszczy zdrowie i relacje z ludźmi – jak każdy nałóg. Skutki zdrowotne i społeczne pracoholizmu są na tyle niebezpieczne, że zainteresowali się nim psycholodzy i lekarze.
Także w Polsce coraz częściej na terapię zgłaszają się osoby uzależnione od pracy. To pracoholicy i pracoholiczki, niejednokrotnie juz po rozwodzie albo pierwszym zawale, którzy nagle odkryli, że praca jako jedyny sens życia… szkodzi.
Zdrowa pasja czy już uzależnienie?
Pracoholizm trzeba odróżnić od wymuszonego przez sytuację i pracodawcę przepracowania. Nie jest pracoholikiem ten, kto zostaje obarczony nadmiarem obowiązków i spędza w pracy dużo czasu, ale marzy o odpoczynku i gdy tylko będzie mógł, skorzysta z urlopu.
Nie należy także mylić pracoholizmu z zaangażowaniem w takie działania, które dają nam satysfakcję albo wręcz życiową misję, ale jej realizacja nie utrudnia nam osiągania innych celów życiowych.
Problem pojawia się wtedy, gdy koszty, które ponosimy wskutek zaangażowania w pracę są zbyt duże. Utrata kontaktu ze światem zewnętrznym, przyjaciółmi i rodziną, brak czasu na relaks, chroniczne zmęczenie i problemy zdrowotne to prawdopodobnie zbyt wysoka cena za sukces zawodowy.
Pracoholizm kojarzy się zazwyczaj z pracownikiem korporacji, który spędza w firmie 12 godzin, a kolejnych 6 poświęca jej w domu. Jednak uzależnienie od pracy może się pojawić w każdym zawodzie, a jego głównym objawem nie jest czas pracy, lecz utrata zdolności do relaksu.
Pracoholik nie potrafi przestać myśleć o swoich obowiązkach i odciąć się od problemów zawodowych nawet w piżamie. Urlop i czas spędzony z rodziną to dla niego źródło największego stresu. Odczuwa głód pracy tak samo, jak alkoholik cierpi, gdy brak mu alkoholu. Nierzadko pojawiają się wręcz fizyczne objawy „odstawienne”, takie jak: bóle głowy, rozdrażnienie, zaburzenia układu trawiennego i sercowego.
Jeśli zatem zdarza ci się:
- zapomnieć o jedzeniu, natomiast nie pamiętasz już dnia bez myślenia o pracy,
- mieć poczucie winy, gdy nie pracujesz,
- uważać, że tylko ty możesz wykonać dobrze pewne zadania,
- powtarzać sobie „jeszcze to jedno zadanie i zrobię sobie przerwę”,
- wolny weekend zaczynać od migreny,
- odczuwać większą ekscytację na myśl o pracy, niż o czymkolwiek innym,
- zabierać ze sobą pracę na weekendy i urlop,
- praca jest twoją ulubioną aktywnością i tematem do rozmów,
- pracować kosztem snu,
- nie mieć czasu na hobby, sport, odpoczynek, rozrywkę,
- nie pójść na urlop, bo twoja nieobecność zaszkodzi firmie,
- tracić w pracy poczucie czasu,
- nie możesz dopuścić myśli, że w pracy może coś dziać się bez twojej kontroli,
- w czasie wolnym utrzymujesz kontakt z firmą, masz pod ręką telefon i maile,
- że gdy masz dzień wolny, nie wiesz, czym masz się zająć,
to prawdopodobnie czas zastanowić się, czy nie wpadasz w pułapkę pracoholizmu.
Niewidzialna pułapka
Przeistoczenie się świetnego, lojalnego, dyspozycyjnego pracownika w pracoholika jest często niezauważalne. Zdarza się, że już na studiach wchodzimy na tory ambicji i rywalizacji. Sytuację pogarszają dodatkowo wygórowane oczekiwania pracodawców dotyczące już nie tylko kwalifikacji kandydatów, ale także ich dyspozycyjności i wolności od zobowiązań.
Najłatwiej zostać pracoholikiem, będąc np. kierownikiem, dziennikarzem czy lekarzem, a więc w tych zawodach, gdzie czas pracy jest często nienormowany, a wykonywane zadania wiążą się z dużą samodzielnością. Łatwo w takiej sytuacji narzucić sobie zbyt wysoki standard wykonania, co z jednej strony utrudnia pracownikowi złapanie momentu, w którym przekracza granicę zdrowego zaangażowania, a z drugiej strony ułatwia pracodawcy nadmierne eksploatowanie jego sił.
Zaczyna się niewinnie. Młody, ambitny człowiek zaczyna swoje zawodowe życie. Praca sprawia mu przyjemność, odnosi sukcesy, realizuje swoje materialne marzenia. Satysfakcja z kolejnego wysiłku i sukcesu jest krótkotrwała, ale na tyle silna, że wygrywa z poczuciem winy. Gdy minie chwila spełnienia, następuje wzrost napięcia i potrzeba kolejnego razu. I tak jak w wypadku innych nałogów apetyt na kolejne wyzwania rośnie w miarę „jedzenia”. Ponieważ jednak ani czas, ani jego energia nie są z gumy, coraz mniej zostaje ich na inne sprawy. Rezygnuje więc z hobby, wolnego czasu, spotkań ze znajomymi. Sprężyna zaczyna się nakręcać. Czuje co prawda, że coś przy okazji traci, ale na tym etapie zysk przewyższa koszty. Dostaje nagrody w postaci premii i awansów. Z czasem coraz rzadziej myśli o świecie poza pracą, swój wysiłek racjonalizuje, a koszty bagatelizuje.
Przesadna ambicja i perfekcjonizm wchodzą w krew, nawyk wielogodzinnej pracy usztywnia się i „muszę, powinienem” coraz częściej zastępuje „chcę”. Biegnąc w swoim kołowrotku, pracoholik nie ma nawet kiedy zastanowić się nad własnym życiem, poza tym przecież tylko sprawy związane z pracą są warte uwagi. Ale to, co uzależnia, przestaje dawać satysfakcję. Pracoholik traci poczucie, że się rozwija i zdolność twórczego rozwiązywania problemów.
Zmęczenie, wypalenie, problemy w prywatnych relacjach powodują, że pracuje coraz większym wysiłkiem i coraz mniej efektywnie. Pojawiają się kłopoty ze zdrowiem, koncentracją, snem, zaburzenia seksualne. Sygnały wysyłane przez organizm są zagłuszane. Ciało dochodzi do głosu zazwyczaj wtedy, gdy nie musi się już mobilizować. Zmęczone całotygodniowym napięciem, odpłaca nam bólem weekendowym bólem głowy i infekcjami. Do uzależnienia od pracy dołączają często inne: od alkoholu, środków pobudzających.
Często dopiero wtedy do pracoholika dociera, że ma problem.
Z perspektywy otoczenia
Życie pracoholika jest ciężkie, ale że jeszcze trudniej jest z nim wytrzymywać, nie trzeba przekonywać rodziny i bliskich. Ten nałóg nie ogranicza się tylko do pracy zawodowej. Nastawienie na cel, efekt, a nie na działanie, skłonność do rywalizacji, potrzeba ciągłego „robienia czegoś”, najlepiej z widocznym skutkiem dotyczą zazwyczaj wszystkiego, co robi pracoholik.
Dlatego też specjaliści często używają bardziej ogólnego określenia: „uzależnienie od działania”, podkreślającego jego całościowy, przymusowy i niekontrolowany charakter.
Coraz częściej także pracodawcy zdają sobie sprawę, że uzależnienie od pracy nie oznacza wzrostu jej efektywności. Brak optymalnego balansu między działaniem i odpoczynkiem i rosnące trudności na polu prywatnym prowadzą u pracoholika do mniejszej wydajności, a nawet wypalenia zawodowego. Świadomy pracodawca wie, że dobry pracownik to ten, który pracuje w godzinach na to przeznaczonych, a w pozostałym czasie efektywnie odpoczywa i ładuje akumulatory.
Obniżona odporność i problemy ze zdrowiem powodują zwiększenie kosztów nieobecności pracowników. Ponadto, pogoń za sukcesem, rywalizacyjne nastawienie, brak umiejętności dzielenia się odpowiedzialnością i delegowania obowiązków, nadmierna odpowiedzialność i potrzeba kontroli otoczenia, a także frustracje przynoszone z zaniedbanego życia prywatnego to prosta droga do konfliktów i fatalnej atmosfery w zespole.
Co zwiększa ryzyko?
Oprócz charakteru pracy i systemu motywacyjnego, jaki stosowany jest w miejscu pracy, ważne są także cechy samego pracownika. Od pracy uzależni się szybciej perfekcjonista, który w pracy zaspokaja potrzebę „bycia kimś”. Takie osoby swoją samoocenę budują wyłącznie na pozycji zawodowej, bo pozostałe role nie daja im satysfakcji.
Taka ucieczka w pracę np. od porażek w związkach i samotności pozwala odwrócić uwagę i stłumić emocje. Chorobliwe uciekanie w pracę to prosta droga do dalszego zaniedbywania sfery prywatnej i zamknięcia błędnego koła. Inną cechą potencjalnego pracoholika jest brak zaufania do otoczenia. Stąd bierze się silna potrzeba kontroli i przekonanie, że kiedy na chwilę sobie odpuszczę, inni wykorzystają to przeciwko mnie.
Jak sobie pomóc?
Najlepiej oczywiście nie dopuścić do powstania problemu, czyli zastanowić się nad własnymi priorytetami i celami, no i tak gospodarować czasem i energią, by zostało jej na sukcesy w innych, niezawodowych obszarach. Dzięki temu nasza samoocena nie będzie zależna wyłącznie od sytuacji w pracy.
Ważne będzie zadbanie o zdrową proporcję między pracą i odpoczynkiem, rolami rodzinnymi i zawodowymi, nawet jeśli na początku będzie to polegało na sztywnym trzymaniu się przygotowanego planu tygodnia. Jeden dzień bez kontaktu z pracą zregeneruje nas bardziej, niż dwa tygodnie na tropikalnej wyspie, za to z laptopem i telefonem. Co oporniejsi mogą więc te aktywności potraktować jako ładowanie akumulatorów i inwestycją w dalszą wydajność.
Warto też eliminować w swoim myśleniu magiczne i nieracjonalne przekonania. W czasie naszego urlopu świat się nie zawali, a bycie na każde skinienie szefa nie sprawi, że będziemy bardziej szanowani i doceniani. Przyda się trening asertywności i ustalenie ze współpracownikami zakresu naszych obowiązków, dyspozycyjności i odpowiedzialności. To da nam poczucie bezpieczeństwa i pomoże zaoszczędzić sporo czasu i sił.
Najtrudniejszym krokiem jest oczywiście dopuszczenie do siebie myśli, że mamy problem. Zauważa go zazwyczaj całe otoczenie, ale nie sam pracoholik. Zdarza się więc, że trafia do terapii dopiero pod wpływem sugestii lekarza, do którego zgłasza się z kolejnymi dolegliwościami. Przerwanie błędnego koła i wyjście z pracoholizmu nie jest łatwe, ponieważ u jego podłoża leżą najczęściej inne trudności emocjonalne, ale warto podjąć wysiłek, tylko czerpanie przyjemności ze wszystkich obszarów życia pozwala na prawdziwą i pełną samorealizację.
Autor: Agnieszka Puchalska