Powody są różne, a skutki tak samo opłakane. Historia Rafała uzależnionego od hazardu
Ma 31 lat i mówi o tym, że bardzo chciałby się ustatkować. Mieć żonę i dzieci – tak jak większość jego znajomych. Ale do tej pory nie budował, a sukcesywnie psuł, co miał wokół. Rafał jest osobą wychodzącą z uzależnienia od hazardu. Oto jego historia.
– Sięgnąłem po hazard z ciekawości, trochę z nudów, trochę z potrzeby urozmaicenia sobie codzienności. I ta adrenalina, emocje, ten element zaskoczenia i potencjalnej wygranej mnie wciągnął. Mówiłem sobie wiele razy, że jeszcze tylko ten jeden raz, ostatni…
Rafał podkreśla, że nigdy nie kierowała nim chęć wzbogacenia się.
– Pewnie nie brzmi to dobrze, albo trochę próżnie, ale nigdy nie chodziło mi o pieniądze. Jestem jedynakiem i wychowywałem się w dostatku. Moi rodzice zarabiali dobrze, nigdy niczego mi nie brakowało. Nie oznacza to, że w domu panowała totalna rozpusta – przeciwnie. Były granice, ale jednocześnie rodzice mogli na wiele sobie pozwolić i korzystali z możliwości. Terapia, w której jestem od niedawna, dała mi do myślenia o sferze emocjonalnej, ale wiem, że od razu tego wszystkiego nie rozpracuję.
Mówiąc o sferze emocjonalnej Rafał zaznacza, że do momentu przystąpienia do terapii nawet się nad tym nie zastanawiał. Dom po prostu był, miał oboje rodziców, spędzał z nimi czas – był bezpieczny i zaopiekowany. Natomiast teraz zaczyna rozumieć, że to było za mało.
– Dociera do mnie, że wychowywanie dziecka to nie tylko zapewnianie mu wiktu, opierunku, dodatkowych zajęć z angielskiego, lekcji gitary i jazdy konnej. I przede wszystkim wysokie kieszonkowe. Ja to wszystko miałem. Nie chcę mówić, że rodzice mnie „olewali”. Tak nie było. Myślę jednak, że nie wiedzieli albo nie potrafili zaangażować się w rodzicielstwo. Pewnie starali się najlepiej, jak mogli. Nie winię ich i nie mam żalu, ale już teraz jestem pewien, że wiem więcej. Że pewnych błędów bym nie popełnił. Chciałbym w przyszłości zostać ojcem. Wiem, że bym to udźwignął. Tylko czy jakaś kobieta zechce być z hazardzistą?
W sieci gry
Swoje początki styczności z hazardem Rafał łączy z końcem szkoły średniej.
– To był czas, kiedy eksperymentowaliśmy, próbowaliśmy z chłopakami nowych rzeczy. Zdrapki, losy, kupony: niezła zabawa, zwłaszcza na szkolnych, a potem studenckich, imprezach. Chłopaki się stopniowo wycofywali i wykruszali, a ja w to brnąłem. Te drobne zabawy kojarzyły mi się z błogim czasem, wolnością, nic „niemuszeniem”. Bardzo nie chciałem z tego rezygnować. Wchodzenie w dorosłość, odpowiedzialność, to mnie wtedy przerażało. Bawiłem się więc dalej, zatrzymując chwile.
Rafał zaznacza, że długo nie dostrzegał problemu. Zmieniało się towarzystwo, z którym spędzał czas, ale „klimat” imprez był ten sam. Niektórzy sięgali po alkohol, inni po papierosy. On – jak podkreśla – tego do zabawy nie potrzebował. Ale uwielbiał adrenalinę, którą czuł przy – pierwotnie losach i zdrapkach – z czasem automatach.
– U mnie ten proces wchodzenia w hazard coraz głębiej był dość naturalny. Szukałem tych emocji, które znałem z pierwszych imprez i doświadczeń. Z czasem zdrapki mnie znudziły, nie dawały mi tego, co chciałem, było mi za mało. Przerzuciłem się na automaty, próbowałem nowych formuł, stymulowałem się tymi kolorami, formatami.
Nie zabrakło również, jak nazywa je Rafał, eksperymentów z aktywnościami grupowymi.
– Testowałem grupy pokerowe, inne „karcianki”, ale to nie było dla mnie. Czułem, że nie chcę dostosowywać się do grupy. Że sam wiem najlepiej, kiedy i w co, chcę grać.
Internet oferuje wiele portali, na których można spróbować swoich sił w grach – zarówno indywidualnych, jak i grupowych.
– Gry online to tak naprawdę świeża sprawa. Mam poczucie, że dawniej nie było to dla mnie dostępne. Jednak od kiedy się stało, moje życie jeszcze bardziej się zmieniło. Już nie potrzebowałem kolegów do imprezowania, ani nawet imprezy jako pretekstu do zagrania w jakąś loterię. Wystarczyła mi odrobina wolnego czasu i dostęp do sieci. I w ten sposób – w ocenie otoczenia – się ustatkowałem. Przestałem chodzić na imprezy i oddałem się pracy.
Rafał tłumaczy, że jako człowiek związany z branżą IT siłą rzeczy spędzał czas przy komputerze. Oddając się swoim przyjemnościom, odbierany był jako przodownik pracy.
– Potrafiłem odpowiednio odpalić przeglądarkę, żeby nie wzbudzać podejrzeń pracodawcy. Sporo pracowałem z domu, było mi dobrze. A później zacząłem nawalać w pracy, bo praca przeszkadzała mi w grach. Miałem spore oszczędności, więc nie musiałem się męczyć.
Dziś Rafał podkreśla, że widzi, jak małymi kroczkami spadał na samo dno.
Odbicie
– Podobno każdy uzależniony musi odbić się od swojego własnego dna. Moje nie wyglądało jakoś spektakularnie. Pewnego dnia pojechałem na kolację ze znajomymi i okazało się, że nie mam z nimi o czym rozmawiać. Dosłownie. Nie wiedziałem, co się dzieje w polityce, w kulturze, nie miałem doświadczenia z dziećmi ani żadnych, już nie mówię o egzotycznych wakacjach, na koncie. Poczułem się koszmarnie i wiedziałem, że to czas, by coś zmienić.
Rafał udał się po pomoc do terapeuty, następnie przystąpił do terapii grupowej, w której uczestniczy do dziś.
– Czułem się upokorzony. Wiem teraz, że nikt mnie nie oceniał, ale idąc na spotkanie pierwszy raz czułem tak potworny wstyd, że aż chciało mi się wymiotować. Jeszcze stojąc pod drzwiami nie wiedziałem, czy chcę się zmierzyć z tym, co czułem, że mnie czeka. Dziś nie żałuję. Uważam, że to mnie uratowało.
Rafał podkreśla, że terapia wyzwoliła w nim pokłady emocji, jakich nie znał. Podkreśla, że nie pamięta, kiedy i czy w ogóle w dorosłym życiu zdarzyło mu się płakać, a bywały spotkania, na których nie mógł powstrzymać łez.
– Teraz się już tego nie wstydzę, ale przełamanie blokad, które we mnie były, kosztowały mnie mnóstwo energii. I stresu – mocno schudłem, zmarniałem. Będąc już w terapii, nie przyznawałem się bliskim przez co przechodzę. Minął prawie rok nim przestałem ich okłamywać, że to przez nadmiar pracy. Ale wciąż to dla mnie trudne. O moim problemie i terapii wiedzą tylko najbliżsi.
Zdaniem Rafała sporo pracy już wykonał. Niemówienie o problemie z hazardem nie wynika już teraz ze wstydu, a jest jego zdaniem mechanizmem obronnym przed litością.
– Zapadłem się w tym sam i wychodzenie z tego bagna idzie mi nieźle. Wiem, że osoby w grupie terapeutycznej czy ludzie, którzy walczyli z nałogiem mnie zrozumieją. Ale większość niestety współczuje, nie wie co powiedzieć, lituje się. Bardzo źle to znoszę. Zwłaszcza, że czuję, że etap sięgania po gry mam już zamknięty. Siadam do komputera do pracy, potem go zamykam i idę biegać, wychodzę na rower lub odkrywam teatr, który od zawsze mnie fascynował. Nadrabiam też zaległości kinowe.
Doświadczenie hazardowe zaowocowało w przypadku Rafała trzema postanowieniami.
– Chciałbym spożytkować tę wiedzę i doświadczenie na przekazaniu młodym ludziom tego, co zrobić, aby nie zapaść się tak, jak ja. Może będą to spotkania, może jakieś pogadanki online. Jestem jeszcze w procesie wymyślania formuły najlepszej dla mnie i takiej, która trafi do młodzieży. Drugie moje marzenie, na to nowe życie, które sam sobie sprawiam i z którego jestem dumny, to rodzina. Nie jestem desperatem umawiającym się codziennie na randkę z inną osobą, ale chciałbym kogoś poznać i mieć dom. Pełen emocjonalnego ciepła. I wreszcie to, co chciałbym, aby trwało, to proces odnajdywania siebie, odkrywania siebie. Bo mam poczucie, że dopiero się poznaję. I pozwalam sobie przy tym popłakać.
Fot. Alois Komenda, Unsplash.com