Mój mąż hazardzista
– Zawsze lubiłam niegrzecznych chłopców – Jola śmieje się przez łzy. Zawsze wybierałam facetów niedostępnych, którzy kochają ryzyko. Nie potrafiłam zwrócić uwagi na miłego gościa, który na pierwszy rzut oka wyglądał na „bezpieczny wybór”. Nawet gdy dorosłam do założenia rodziny. Wiedziałam o swoich sercowych skłonnościach od początku, jednak zawsze mnie to trochę bawiło, bo w końcu nie były to moje widzimisię, lecz prawdziwa miłość – opowiada po latach. I to jest najgorsze, bo wiem, że dziś nie wybrałabym inaczej…
W przeciwieństwie do wielu historii rodzin z problemem uzależnienia, ta nie zaczyna się od stwierdzenia, że początek był bardzo niewinny. – Imponowała mi odwaga Michała, jego nonszalancja. Brawurowa jazda samochodem, spontaniczne luksusowe zakupy, a jednocześnie dojrzałość… Kiedy się poznaliśmy, on miał 30 lat, ja 23. Nie wiedziałam, ile dokładnie ma pieniędzy. W sumie nie interesowało mnie to nawet. Widziałam, że jest królem życia i nie śmiałam się wtrącać w to, jak to robi – opowiada Jola. Była żona Michała dziś wspomina, że sama lubiła z nim się szwendać po kasynach. Nie wiedziała jednak, że to, co on pozwala jej oglądać i to o czym jej mówi to tylko część jego hazardowych zainteresowań.
– Poznaliśmy się na imprezie. Ja byłam na wieczorze panieńskim przyjaciółki w jednym z największych warszawskich klubów, on pił drinka przy barze i przyglądał mi się z dystansu. Byłam po kilku kieliszkach, więc ta scena wydawała mi się wręcz filmowa. Był w garniturze, zupełnie trzeźwy, była ciepła letnia noc, a jedynym czego mi brakowało było silne męskie ramię – wspomina Jola. W końcu sama do niego podeszła, zapytała, czy chciałby wyjść na zewnątrz na papierosa. – Tego wieczoru wylądowaliśmy u mnie w mieszkaniu. Zdążyliśmy wymienić się numerami telefonów. Rano Michał zniknął i nie odezwał się przez kilka tygodni. Nie zmartwiło mnie to, to była typowa męska praktyka – mówi Jola.
Minęło półtora miesiąca, gdy Michał zupełnie bez dystansu i oporów zaprosił Jolę na weekend do swojego domku na Mazurach. – To był jeden z naszych najlepszych wspólnych wypadów. Było ich wiele, ale tylko w pierwszej części naszego związku. Jego domek na Mazurach był skromny, ale ładny i w pięknej lokalizacji. Dookoła był tylko las i chyba cztery jeziora. Żeby zrobić zakupy musieliśmy jechać kilkanaście kilometrów. Prawdziwa oaza spokoju. Spodobało mi się to, bo ta bliskość natury w ogóle nie pasowała do wizerunku Michała. Sądziłam, że jest typowym mieszczuchem. Dlatego Mazury skradły moje serce – pomyślałam, że skoro pokazuje mi coś takiego, odsłania się przede mną taki, jaki jest naprawdę, to traktuje mnie inaczej niż jak typową laskę z imprezy. To spowodowało, że od razu zaczęłam go traktować jak faceta „na poważnie”, na całe życie – opowiada Jola.
Nie myliła się. Michał choć do tej pory na swoim koncie miał wiele nieudanych związków, postanowił iść za głosem serca i zaufać Joli w stu procentach. – Myślę, że lubił mój zachwycony nim wzrok, czuł się bezpiecznie, bo byliśmy do siebie podobni. Niby szaleni, nowocześni i wyzwoleni, a tak naprawdę samotni. Mimo że nasze małżeństwo skończyło się katastrofą finansową i emocjonalną, nie żałuję, że go poznałam, bo wiem, że to była prawdziwa miłość – wyznaje Jola.
Michał oświadczył się po kilku miesiącach, które spędzili razem przeplatając wyjazdy na Mazury z ostrymi imprezami w Warszawie. – Czasem śmialiśmy się, że jedziemy w dzicz wyleczyć kaca – śmieje się Jola. Po ślubie nic się nie zmieniło. Tyle tylko, że Michał znikał na całe noce, jednak to nie obudziło czujności Joli. – Wiedziałam, że jako prawnik w różny sposób załatwia swoje sprawy… Wiedziałam, że to nie jest jak z pracą w korporacji, że zamykasz za sobą drzwi i masz wolne. Czasem wracał i mówił, że „ustawiał” sobie relacje z jakimś sędzią, albo „ułatwiał sobie pracę” spotkaniami z klientem strony przeciwnej… Akceptowałam to, bo nie znałam się na tym za grosz. Obejrzałam w życiu niejeden serial o prawnikach i myślałam, że tak wygląda rzeczywistość – śmieje się Jola.
Dlatego ogromnym zaskoczeniem było dla niej, gdy Michał na śmierć i życie pokłócił się ze swoim wspólnikiem, który w jedną noc wymienił zamki, by ten nie mógł wejść do ich kancelarii. – Wrócił do domu zdruzgotany. Pierwszy raz w życiu widziałam go bezsilnego i zdołowanego. Chciałam więc go pocieszyć, mówiłam, że na pewno wszystko się wyjaśni, że to pewnie jakieś nieporozumienie. Ale on zaczął reagować agresją, nie potrafił odpowiedzieć mi na pytanie: „jak myślisz, dlaczego?”. Postanowiłam sprawdzić to sama. W końcu byłam jego żoną! – mówi Jola.
Próby kontaktu ze wspólnikiem Michała, jego wieloletnim przyjacielem kończyły się dla Joli przykrym dźwiękiem odkładanej słuchawki. Jednak postanowiła się nie poddawać. – Wymyśliłam, że podszyję się pod potencjalną klientkę, by móc się z Jankiem spotkać oko w oko. W czasie, w którym Michał non stop gdzieś wychodził i zachowywał się dziwnie i nerwowo, ja kombinowałam co zrobić by dowiedzieć się prawdy. Czułam, że coś jest nie tak, choć gdy Janek przyszedł na umówione spotkanie, pierwsze pytanie jakie mu zadałam to – dlaczego wystawiłeś Michała?… – opowiada Jola.
Wspólnik jej męża na początku wykręcał się, był rozdarty w środku, nie wiedział jak się zachować, ale pod wpływem bezsilnego wzroku Joli, w końcu wyznał jej prawdę. Okazało się, że Michał zadłużył firmę na gigantyczne kwoty i nie był w stanie spłacić długów. Od dawna pożyczał z firmowego konta pieniądze, ale potem szybko oddawał, zawsze był słowny, ściągał świetnych klientów, dlatego Janek nie widział powodu, by zrywać współpracę. Jednak teraz sytuacja była krytyczna. – Tym bardziej, że Janek w końcu powiedział mi skąd te długi. Powiedział mi, że Michał gra w kasynie, że wie, że je przegrał i nie ma jak ich odzyskać niż próbować się „odkuć” w kasynie. Poczułam się wtedy jak kretynka, bo poza tym, że Michał miał długi, Janek nie powiedział mi niczego nowego… Przecież wiedziałam! Jak mogłam nie wpaść na to, że to się tak skończy! Było mi przed Jankiem strasznie głupio – opowiada Jola.
Wróciła do domu z naiwnym przekonaniem, że porozmawia z mężem i ustalą co trzeba zrobić dalej. Że Michał jej posłucha, że na pewno chce to wszystko odkręcić i wrócić do normalnego życia. Nie przypuszczała jak bardzo się myliłam. – Huśtawka i życie na krawędzi, które tak oboje lubiliśmy ja traktowałam jak formę rozrywki. Ta sytuacja pokazała, że dla mojego męża to styl życia. Że on z huśtawki nie schodzi nigdy, bo kiedy nie ma go w domu nie „ustawia” sobie relacji zawodowych, ale po prostu gra. Zaskoczyło mnie, że zignorował wszystko, co do mnie powiedziałam – o mojej rozmowie z Jankiem i propozycji rozwiązania problemu. Miał to gdzieś, a ja się wściekłam – mówi Jola. Michał zachowywał się tak, jakby nie obchodził go ani los Joli, ani kancelarii. Był nieobecny wzrokiem, jego zachowanie było dla mnie totalnie abstrakcyjne – wspomina Jola.
Tego wieczoru bardzo się pokłócili, a kiedy Jola powiedziała o kilka słów za dużo, Michał uderzył ją. – Byłam naiwną dziewczyną, dla której najważniejsza była miłość i dobra zabawa. Ale miałam swoją godność. Nie wkręciłam się w spiralę współuzależnienia, jak to nazywają moje koleżanki z grupy. Nie miałam dylematów w stylu „odejść czy nie”. Wiedziałam, że nic tu po mnie, choć serce mi krwawiło – mówi Jola.
Jola wyprowadziła się do rodziców, którzy okazali jej dużo wsparcia. Nie zdążyli zbyt dobrze poznać Michała. Nigdy się nie uprzedzili do zięcia, ani specjalnie go nie polubili, dlatego łatwiej im było z dystansem podejść do sprawy. – Moja znajomość z Michałem od momentu, w którym go poznałam do rozwodu, trwała łącznie niecałe trzy lata. Myślałam – łatwo przyszło, łatwo poszło. Jednak to przeżycie okazało się bardzo trudne do „przetrawienia”. Dziś mam 29 lat i od trzech lat chodzę na spotkania grupy wsparcia dla osób współuzależnionych – wyznaje Jola.
Kiedy dziewczyna zamieszkała z rodzicami, moment, w którym Michał ją uderzył śnił jej się po nocach. – Cały czas myślałam: „Boże, jaka byłam głupia! To wszystko moja wina. Gdyby facet mi nie przywalił, dalej dałabym się oszukiwać”… To niestety była prawda. Dziś choć brzmi to dziwnie, cieszę się, że dostałam w twarz, bo inaczej pewnie cały czas znosiłabym kolejne informacje o jego długach. Pewnie wierząc w potęgę miłości, harowałabym na te długi… – mówi Jola. Po kilku miesiącach katowania się w myślach, że na własne życzenie zniszczyła sobie życie, Jola weszła na forum dla żon hazardzistów, by się wyżalić, opowiedzieć swoją historię i dowiedzieć się, czy po drugiej stronie ekranu jest ktoś, kto ma podobne doświadczenia na koncie. Okazało się, że tak i że dla Joli, prócz rozmów na forum, jest jeszcze jeden ratunek: grupa dla osób współuzależnionych. – Na forum podzieliłam się swoimi myślami na swój temat, pisałam, że nie rozumiem, jak mogłam się w coś takiego wpakować bez mrugnięcia okiem. Któregoś razu jedna z koleżanek z forum napisała mi, że na pewno miałam ważne powody, a jeśli sobie ich nie uświadamiam, to warto się tego o sobie dowiedzieć właśnie z pomocą grupy i psychologa. Przekonało mnie to, ale tu zaczyna się długa historia o współuzależnieniu, nie o nałogowym hazardzie – mówi Jola.
Dziś Jola twierdzi, że niczego nie żałuje. Dzięki temu doświadczeniu dowiedziała się o sobie więcej niż mogła się spodziewać. Nie jest jej z tym do końca dobrze, ale uczy się siebie i życia na nowo. – Nadal nie potrafię związać się z normalnym facetem – śmieje się. Jednak jest mi jakoś lżej, sama świadomie nie wchodzę na huśtawkę, którą tak lubiłam, choć miewam na to wielką ochotę – dodaje. Jola czasem myśli o Michale. Że na pewno bardzo cierpi, że jest samotny. – Wszystko, co wiem o nałogowych hazardzistach, dowiedziałam się na grupie. Dostawałam fakty i interpretacje faktów, jak na tacy, w historiach innych dziewczyn, albo z ust psychologa, a potem dopasowywałam to do Michała. Był uzależniony już kiedy się poznaliśmy, a na swój nałóg był po prostu skazany. Kochał ryzyko w każdej dziedzinie życia. Z tego co wiem, co się teraz z nim dzieje, i z tego co mówią o takich przypadkach psychologowie, obawiam się, że jest nieuleczalnie chory…
Autor: Ewa Bukowiecka-Janik