Skip to main content

„Byłem mistrzem kłamania i manipulacji”. Historia Patryka

26-letni Patryk chciałby żyć godnie. Od roku w stałym związku, w którym razem z partnerką marzą o własnym mieszkaniu, w którym mogliby założyć rodzinę. Tymczasowo Patryk mieszka u swojej matki, a z partnerką widzi się w wolnych chwilach. Dużo pracuje, bo musi spłacać długi. Mimo, że minęły już 4 lata, jak uwolnił się od hazardu, nadal czuje jego skutki. Oto historia Patryka.

Redakcja: Jak to się stało, że zacząłeś grać?

Patryk: Jak byłem nastolatkiem to chodziłem z chłopakami do kiosku po zdrapki. Mieliśmy taką zasadę, że jeśli ktoś wygra, nawet jeśli tylko złotówkę, musi kupić za nią nową zdrapkę.  Wtedy to była jeszcze zabawa. Tu raz zdrapka, raz totolotka się puściło i urozmaicało to spędzanie czasu. Czekało się na wyniki w napięciu i było o czym rozmawiać. Później, już jak byliśmy starsi, to obstawialiśmy wyniki meczy. Raz przyfarciłem i wygrałem 50 złotych. Dla mnie wtedy to było dużo pieniędzy, ale ważniejsze były te emocje, ta ekscytacja i satysfakcja. Chwaliłem się tym osiągnięciem przez tydzień. Chodziłem dumny jak paw. Myślałem sobie: „o, ja to mam nosa, ja to mam szczęście!”. Nie wiedziałem, że to było szczęście w nieszczęściu i początek mojej drogi ku uzależnieniu.

Co było dalej? Zatrzymałeś się na zdrapkach, totolotku i obstawianiu meczy?

Skąd. Na długo to nie wystarczyło. Jeszcze z pół roku tak się bawiłem, ale było mi mało. Na początku pieniądze nie robiły na mnie takiego wrażenia, ale później już tak, bo za pieniądze można było grać dalej.  Każda przegrana oddalała mnie od tego, co sprawiało mi przyjemność. Strasznie się wściekałem. W klasie maturalnej zacząłem chodzić na automaty. Najpierw z kumplami, ale potem – no cóż – oni zaczęli mi przeszkadzać. Miałem wrażenie, że jeden przynosi mi pecha, drugi mnie rozprasza, a trzeci mi za bardzo zazdrości, a poza tym – za często wygrywa. Trochę czasu z nimi jeszcze chodziłem, ale tylko na chwilę, żeby bardziej podpatrzeć, jak oni grają i co może przynosić szczęście. Jak chodziłem sam, to potrafiłem spędzić tam po dwie czy trzy godziny. Pokój ciemny, w środku cisza i słychać tylko automat. Czas leciał bardzo szybko.

Jakimi kwotami wtedy grałeś?

Nie miałem dużo pieniędzy, byłem nadal małolatem. Najwięcej wrzuciłem 100 złotych i wtedy wygrałem 600. Teraz wiem, że to był ten moment, w którym hazard mnie pochłonął. Zobaczyłem, że to łatwy pieniądz i że może warto ryzykować duże stawki. Wtedy oczywiście nie wiedziałem, że nie ma szans, żeby wyszło na moje. Myślałem, że jestem w stanie oszukać system. Miałem swoje hmm… rytuały. Po 4 latach niegrania nadal nie mogę pojąć tego, że sam siebie tak nabierałem. Cóż z tego, że wtedy te 600 złotych przegrałem w tydzień, jak fakt szybkiego wzbogacenia się został już w mojej głowie zakodowany.

Czy ktoś wtedy wiedział o Twoim problemie?

Nie. Ukrywałem to nawet sam przed sobą. Odizolowałem się od znajomych już kompletnie i zdarzało mi się, że nie chodziłem do szkoły, bo siedziałem na maszynach. Tak naprawdę dopiero, gdy nie zdałem matury, moja rodzina zorientowała się, ze coś jest nie tak. Byłem mistrzem kłamania i manipulacji.

Od razu wiedzieli, że uprawiasz hazard?

Połączyli fakty, ponieważ tuż przed maturą zacząłem okradać matkę i siostrę. Do dzisiaj mi wstyd. Zorientowali się, że pieniądze znikają, ja chodzę nieswój, matura niezdana, znajomi dzwonią, a ja nie odbieram i wyglądam ciągle na zmęczonego. Matka podejrzewała, ze biorę narkotyki, ale jak z tym wyszła, to po prostu się przyznałem. Wtedy tak sobie myślałem, że może i jestem hazardzistą, ale przynajmniej nie ćpam. Wiedziałem, że mam problem, ale nie sądziłem, że jestem uzależniony. Jak zacząłem sam siebie oszukiwać i łamać swoje własne wartości, kraść i oszukiwać, to ciężko mi było spojrzeć w lustro.

Jak to się stało, że podjąłeś leczenie?

Umówiłem się z rodziną, że nie będę grał i jak przez miesiąc mi się uda, to już jakoś pójdzie. Jakoś tak, że sami damy radę, że to wspólny problem i spróbujmy. To było umniejszenie problemu, po części z niewiedzy, po części z bezradności. Mi to wtedy było na rękę. Zawziąłem się i bardzo chciałem naprawić szkody, które wyrządziłem. Koniec końców – podejść za rok do matury. Wytrzymałem dwa tygodnie. Byłem nieznośny. Od skrajnego smutku do wściekłości. Ciągle byłem nadpobudliwy, a jednocześnie wyczerpany. Nie dało się ze mną rozmawiać. Na terapii dowiedziałem się, że po prostu byłem na odstawieniu, że to tak samo, jak z narkotykami.

Po tych dwóch tygodniach, jak zagrałem, to się zląkłem. To było tak silne doświadczenie, jak zdałem sobie sprawę, że utraciłem kontrolę. Wytrzymałem wtedy jeszcze kolejne dwa miesiące bez grania. Leciałem na strachu. Omijałem miejsca, w których grałem, nie kupowałem zdrapek, starałem się być dobrym synem i bratem. Miałem duże wyrzuty sumienia, więc jakoś to szło. Rodzinie nie powiedziałem, że miałem wpadkę.

Inaczej zacząłem grać, gdy powtarzałem klasę maturalną. Nie wpadałem już na dwie czy trzy godziny na automaty, tylko siedziałem do ostatniego grosza lub pożyczałem od wszystkich. Mówiłem sobie, że chociaż tyle dobrze, że matki nie okradam. Wtedy już miałem ciągi, zdarzało się, że grałem bardzo często i długo, a miałem chwilę, gdy udawało mi się 3 miesiące nawet totolotka nie puścić. To mi dawało poczucie, że mam kontrolę. Przed maturą się spiąłem i nie grałem. Zdałem egzamin i dostałem się na studia. Aby to uczcić, pojechałem do kasyna. Ubrałem się w garnitur, wypastowałem buty i czułem się, jak młody Bóg. Co wygrałem tamtej nocy, to przegrałem następnego dnia. Pozostałem z myślą, że muszę się odkuć, jak tylko będzie okazja.

Wtedy nic nie wiedziałem na temat uzależnień i wszedłem jak w masło w mechanizmy iluzji i zaprzeczeń, o których istnieniu dowiedziałem się później na terapii. Wydawało mi się, że wszystko mam pod kontrolą. Mówiłem sobie, że gram bo chcę i bo lubię, a problemu nie ma, no chyba, że z pieniędzmi, bo ciągle ich brakowało.

Co musiało się stać, abyś uświadomił sobie, że potrzebujesz profesjonalnej pomocy?

Wtedy, gdy w kasynie obiecałem sobie, że się odkuję, to się na tym zafiksowałem. Studiowałem, ale dużo zawalałem nauki. Wolałem się bawić, chodzić na imprezy, zapraszać znajomych, głównie kobiety, do kasyna. To robiło wrażenie. Spodobało mi się, że ludzie zaczęli mnie z tym kasynem kojarzyć. Czułem się lubiany i akceptowany, bo wiedziałem, co i jak. Nikt by wtedy na to nie wpadł, jak bardzo się męczyłem, jak bardzo czułem się samotny. Z tej całej samotności, coraz częściej zabierałem znajomych do kasyna, a że nie miałem pieniędzy, to zacząłem brać chwilówki. Oprócz tego miałem długi, które narobiłem na automatach. Moim „dnem” było, gdy z pożyczki 30 tys. złotych, nic nie zostało w jedną noc. Oczywiście pomyślałem sobie, że zaraz się odkuję i wszystko naprawię, ale coś mnie tchnęło i zadzwoniłem do mamy. Gdy odebrała od razu się rozpłakałem. Powiedziałem co zrobiłem i że kłamałem cały czas. Moja mama usiadła ze mną niedługo po tym i poszukaliśmy razem ośrodka, w którym mógłbym zacząć terapię. Wiedziałem, że muszę to zrobić stacjonarnie, w zamknięciu. Po pobycie w ośrodku zacząłem chodzić na grupę wsparcia dla hazardzistów, to coś takiego jak AA czy AN, tylko, że o graniu. Żałuję, że tak późno się tym zająłem, ale wiem, że wtedy, w klasie maturalnej, nie byłem po prostu na to gotowy. Chciałem się jeszcze bawić, miałem za małe konsekwencje, żeby dostrzec zagrożenie. Jest czego żałować, bo skutki mojego hazardu odczuwam do dziś.

Dziękuję za rozmowę.